Na parę etapów życie podzieliłam.
Na parę, naście, dzieścia, dzieści, dziesiąt i sto.
Ten pierwszy i ostatni; widać i słychać, że inne są niż pozostałe.
Od nich się zaczyna i na nich się kończy. Na inności, na braku podporządkowania, na egocentryzmie być może, ale takim przyzwoitym, potrzebnym.
Dostaliśmy zaproszenie na ślub i na wesele. Ślub w środę, cywilny. Wesele parę dni później we wsi 50 kilometrów od morza oddalonej. Postanowiliśmy, że tylko na ten weselny czas pojedziemy, że podróży wielorazowej nie chcemy.
Poznałam wcześniej tych ludzi którzy będą sobie przyrzekać wieczne kochanie. Poznałam ich jako pierwszych jego znajomych. Na paru imprezach byliśmy razem, które nie bardzo pamiętam ze względu na brak wydarzeń dla mnie wyjątkowych.
W 1992 miałam 4 lata, nie za dużo wówczas wiedziałam. W 2018 wiem co nieco, ale w dalszym ciągu niezbyt wiele. Wiem, gdzie mieszkam, gdzie żyję, jak żyć powinnam, albo mi się tylko wydaje. W 92’ tysiące naukowców ze świata podpisało przesłanie „World Scientists’ Warning to Humanity”. Była to przestroga dla ludzkości dotycząca katastrofalnego niszczenia przez nas Ziemi. Ostrzeżeniem tym specjalnie nikt się nie przejął, bo 26 lat później, poza rozwiązaniem jednego problemu – ustabilizowaniem warstwy ozonowej w startosferze, jest tylko gorzej.
Warszawa Zachodnia, korytarz prowadzący do dworca autobusowego. Zapach smażonego mięsa miesza się z domestosem wylewanym na kamienną podłogę. Panowie z wątłymi ramionami piją piwo w barze kebab, przed wejściem kałuża wymiocin wchłania się w posadzkę. Zmęczona starsza pani za ladą stoi. Fartuch ma na sobie ze śladami tłustych dłoni odbitych.
„Dzień dobry, przepraszam najmocniej, stwierdzono u mnie nowotwór, guza z tyłu głowy, o tutaj, straciłem pracę, sytuacja zmusiła mnie do tego, że chodzę codziennie rano i wieczorem, i proszę o pieniądze żeby nie przymierać głodem”.
Powtórzył to wielokrotnie, ubrany był skromnie, nie wyglądał na osobę uzależnioną.
Nie wiem co się za oczami jego kryło.
Ludzie głowy spuszczają, swoje oczy w wyświetlaczach telefonów kryją, co któryś jeszcze w papierowych stronach.
Niektórzy patrzą prosto w oczy, niewielu. Nikt pieniędzy nie dał, ja też nie.
Gdy filozof bywa błaznem, gdy błaznem go nazywają błaznem się staje?
„Powiem Ci szczerze pasterzu, pod względem życia jako takiego jest to życie nie najgorsze, natomiast pod względem pasterskości jest to życie nic niewarte. Podoba mi się pod tym względem, że jest samotne, ale brzydzi pod tym względem, że jest odosobnione. Pod względem przebywania pod otwartym niebem jest to życie rozkoszne; ale pod względem nieposiadania dachu nad głową jest nie do zniesienia. Pod względem skromności potrzeb jest mi bardzo w smak; ale pod względem obfitości niedostatków niedobrze mi się od niego robi”
Jest taki australijczyk co pisze, poetą jest, aktorem i muzykiem przede wszystkim, głos ma taki, że jak go kiedyś pierwszy raz usłyszałam, to stanęłam i w bezruchu póki nie skończył jak w modlitwie stałam. A świat się zatrzymał na chwil parę. I okazało się, że za każdym razem, kiedy włączam „push the sky away” to tak stoję i w słuch się zamieniam. Tylko tym słuchem i czuciem jestem. A wcześniej jak lat miałam siedem i zobaczyłam w telewizji Kylie w wodzie, taką na wpół istniejącą, a wokół niej wąż się wił i głos jego, to stałam tak samo i oddychałam szybciej i niepokojąco podniecające to było dla siedmiolatki i dla dorosłej już mnie, dalej jest.
Prawie wszyscy tacy sami.
Kobyłka. Dmuchane zamki, piwa w kuflach ze słomką, te z sokiem malinowym, te w wielkich kuflach już bez, bo pedalsko to wygląda. Przedziałki na męskich głowach i żel. Postawione kołnierze w t-shirtach od Lacoste. Kupione w outlecie w Piasecznie. Palą sobie elektryki.
Dzieci biegają i mają to w dupie.
Wilanów. Dmuchane zamki, prosecco w kieliszkach. Przedziałki na męskich głowach i żel. Opuszczone kołnierze w t-shirtach. Kupione w Vitkacu. Palą sobie iqosy.
Jedni drugich krytykują, bo to nie ich towarzystwo. Pedalskie, biedne lub bogate. My jesteśmy inni – mówią.
Biszkopty, serki waniliowe, galaretka, truskawki. Mama robi najlepszy sernik na zimno w mojej historii. Podobnie pewnie jak i wasza mama. Każda mama robi coś wyjątkowego i choćby było to obiektywnie, zupełnie zwykłe, zostawiając ważne wspomnienie staje się tym niepowtarzalnym i wyjątkowym.
Urodziłam się 1 września, imieniny ponoć powinno się obchodzić w pierwszą imieninową datę po urodzinach, ale ani mnie ani mojej mamie to nie pasowało. Obchodzę więc imieniny 11 maja. To jest ładna data, wiosenna, a czasami, jak w tym roku, niemalże letnia. 11 maja 2018 roku o godzinie dziewiątej rano jest na zewnątrz 26 stopni. Na niebie nie ma chmur, a wilgotność to 45%.