wybieram sobie wegańskie gacie.

Wstaję rano, parzę kawę, zasiadam do stołu, myśli skierowane mam w stronę scenariuszy, które zamierzam ponownie przeczytać. W stronę słów, które zamierzam zapisać i wysłać w świat jako felietony. Maile tylko wcześniej sprawdzę, czy nie znalazło się tam nic pilnego, na co powinnam odpisać szybciej niż za parę godzin. Parę minut później wybieram sobie wegańskie gacie. Świat mediów społecznościowych mnie pochłania. Dostaję wiadomości w których piękni zewnętrznie ludzie proponują mi bym zarabiała z nimi pieniądze. Byśmy wzmacniali wspólnie ich marki. Byśmy dawali przyjemność. Spełniali marzenia.
Brzmi zachęcająco, poczułam się przez chwilę jak święty Mikołaj. Obcy mi ludzie zapewniają, że wszystko będzie się odbywało w zgodzie ze mną, że zachowamy wiarygodność. 

Za parę tysięcy złotych przelanych na moje konto mogę palić darmowe fajki i udostępniać zdjęcia na Instagramie. Cóż prostszego. Palę od lat, wydaję pieniądze, ponoć tracę zdrowie, a mogłabym na tym zarabiać. Czy istotne jakie logo będę trzymać pomiędzy palcami? Powinnam wybrać to, które przyniesie mi korzyści. Czyż nie? Nie.
Jeśli to robię i czasami mnie z tą fają widzicie to jest to zdaje się sprawa odległa od tego by namawiać do ewentualnej hodowli raka płuc na przykład.
#oddajsięprzyjemności nie równa się #hodowlaraka albo #odbierzsobieparęlatżycia. Za długi ten hasztag, to i tak by nie przeszło. Dziękuję, podziękuję. Odmawiam.
W kolejnej wiadomości piękna pani z dużym, nieruchomym biustem opowiada o swoich sukcesach. Mrużę zaspane oczy, jej biel zębów mnie oślepia. Pani zapewnia mnie, że jestem osobą pełną świadomości. Opowiada o naszej wspólnej misji, o trosce o bliźniego. Kolejne wielkie słowa, tym razem w temacie zdrowego żywienia. Z przymrużonym ciągle okiem przytakuję. Jelita to jeden z najważniejszych organów, dbać o nie należy – pojawiają się rozsądne argumenty. Bardziej pewne niż moja pełna świadomość. Z dbałości o narządy wewnętrzne szybko przechodzimy na dbałość o grubość portfela. Dostaję tabele z planem moich przyszłych zarobków. Rozpisane tam jest dokładnie ile zarobię jeśli namówię Was do kupienia posiłków w kartonach. A ja bym wolała Was namawiać żebyście poszli do pobliskiego warzywniaka. Posłuchali po drodze swoich myśli. Zauważyli panią, która sprzeda Wam jabłka i ziemniaki. Kupcie też kiszonki są super na jelita! Wydacie pięć złotych, ja nic nie zarobię, ale utrzymam spokój. Przepadam za spokojem.
W utrzymaniu spokoju chce mi pomóc pani sprzedająca świece zapachowe. Od każdej sprzedanej świeczki dostanę procent od sprzedaży. To się może zgrać z tymi wegańskimi getrami, które właśnie oglądam. Pół tysiąca złotych za parę, ale luz dostaniecie zniżkę wpisując moje imię. Świetny interes, my to wiemy jak robić interesy. W końcu mogę zostać super sprzedawcą, a Wy dostaniecie order kupującego. Najlepiej wydane pieniądze, to te na wegańskie getry. Przyrzekam. W końcu jestem magistrem od spraw sprzedaży a nie tak jak w rzeczywistości magistrem pedagogiki pracy. Może myślą, że jeśli jestem aktorką to mogę sprzedać wszystko, tylko ja się ledwo odnajduję w branży gdzie należałoby sprzedawać siebie, a co dopiero innych, rzeczy; skarpetki, napoje i suplementy. Mogę próbować. Odstroję się w te gacie, w tle zapalę świecę i będę Wam opowiadać o tym jak bardzo tego wszystkiego potrzebujecie. Przelejecie nam kasę, ja dokończę jogę, zdmuchnę świecę i przybiję wirtualną piątkę z moimi klientami, pracodawcami, ludźmi, którzy uśmiechają się do mnie z ekranów. Ludźmi, których na oczy nie widziałam.
Pisałam im, że się na fitnessie nie znam, że na siłowni byłam ze trzy razy w życiu, z czego dwa w tej licealnej, w której poczułam jak naprawdę pachną moi koledzy. Czasami ćwiczę w domu jogę, ale robię to w starym dresie albo nago. Nie potrzebny mi do tego koralowy strój sportowy.
Nic nie szkodzi – odpowiadają – Nic się nie martw. Masz swoją społeczność, ludzi, którzy przybywają zobaczyć co u Ciebie w godzinach od piętnastej do dwudziestej. W niedzielę jest ich najwięcej. Wtedy najlepiej ćwicz. Są to kobiety i mężczyźni, z Warszawy i Sao Paulo. Ludzie chętni do zakupów. A ja się ciągle łudzę, że to ludzie, którzy chcą przeczytać parę słów, którzy zechcą się zastanowić czy potrzebują tych wszystkich materialnych rzeczy. A może zauważą, że obok jest partner i dzieci, które potrzebują bardziej czułości niż nowych zabawek. Może są to ludzie, którzy zechcą realizować pragnienia niezwiązane z pieniędzmi. Pipip. Wiadomość. Czytam.
„ witam pani pisze jakieś wiersze lub coś w tym stylu bo chciałabym coś napisać fajnego chłopakowi ale nie mam weny”.
Pierwsza wiadomość, pod którą nie kryją się oferty pieniężne, nie ma dołączonych tabelek. Choć jest to wiadomość, która również ma na celu skorzystanie ze mnie, tak mniemam. Chce dobrze – tłumaczę sobie. Zakładam, że wszyscy chcą dobrze. Nikt nie chce nikogo wykorzystywać. Chcemy się wzajemnie wspierać, czerpiąc wzajemnie korzyści. Tylko jak się w tej społeczności wzajemnych korzyści nie pogubić? Jak pozostać szczerym i zgodnym ze sobą? Jak współpracować zachowując czujność, czułość i troskę? Jak nie nakładać na siebie rzeczy zbędnych? No jak?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *