Zanim się poznaliśmy napisał „pojedziemy do Chorwacji, lato 87’, ja po awansie, Ty w ciąży, 26 stopni, sierpień i leje..” Prawie rok później jedziemy do Chorwacji, lato, on po awansie, ja w ciąży, w sierpniu rodzę, leje.
Nocą dojechaliśmy do Zadaru. Weszłam na wielkie płyty chodnikowe, błyszczące i gładkie. Weszłam i od razu się zatrzymałam. Stałam i chłonęłam wszystko co do mnie docierało. Nigdy nie widziałam tak starych, błyszczących chodników. Są tak wyświecone od przemierzających je stóp, że odbijają światło księżyca. Na ulicach pachniało kadzidłami. Wielkie mewy chodziły pomiędzy stolikami razem z kotami. Historia tego miasta sięga IV wieku p.n.e. Kiedyś rzymskie miasto otoczone murami, basztami, bramami z kolcami, dziś spokojna miejscowość gdzie część tej historii jest stale obecna. Wpływy Rzymian, Słowian, Włochów mieszają się tworząc miejsce wyjątkowe.
Kiedy miałam parę lat i pytano mnie kim chcę zostać kiedy będę dorosła, odpowiadałam, że mamą.
Nie aktorką, nie artystką, pisarką, nauczycielką…
– Kim będziesz, kiedy będziesz dorosła?
– Mamą – mówiłam.
Być może patrzyłam na moją mamę, osobę z którą zawsze byłam bardzo blisko, której ciepłe, czarne oczy obejmowały mnie miłością i poczuciem bezpieczeństwa. Której ciało było ciepłe i zawsze gotowe na przyjęcie w objęcia mojego. Pamiętam jak czytamy książki w moim dziecięcym, piętrowym łóżku. Jak razem przyklejamy naklejki do łóżkowego sufitu. Jak opowiada mi historie, które nigdy się nie wydarzyły, ucząc mnie tym samym czułości i wrażliwości wobec siebie i innych.
Zimowe miesiące; powolne, szare, na zewnątrz wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Święto zmarłych, tym razem to i moje święto. Część mojej dotychczasowej tożsamości umiera. Pozwalam jej odejść. Zaduszki, dzień urodzin mojej dziecięcej przyjaciółki. Mając parę lat jeździłyśmy z jej rodzicami zielonym tico. Miał szare obicia. Klęczałyśmy tyłem do kierunku jazdy, patrząc przez tylną szybę. Odjeżdżałyśmy od świata. Wszystko co widziałam zostawało w tyle. Jak teraz. Wspominam każdy moment, który pojawia się w moich myślach. Przywołuję historię, którą tworzyłam. Oddala się ode mnie jak tamten świat. Miesiąc temu wsiadłam do małego tico, nie wiem jak z niego wyjść. Nie wiem dokąd jedziemy. Czuję jakby ktoś mnie porwał. Patrzę w tył. Nie mam siły by odwrócić się w kierunku jazdy. Nie umiem nawet sprawdzić kto siedzi za kierownicą, kto prowadzi… Czy to mogę być ja?
Miesiąc później.
Budzę się na powystawowym materacu w malutkim pokoiku.
Sięgam po zeszyt w którym zapisuję sny. Przywiozłam go z domu,
pierwszego domu po tym rodzinnym, który szczerze potrafiłam nazwać domem.
Domu, który mnie zachwycał, który był spełnieniem dziecięcych marzeń.
Jak to było z tym królikiem? Co przelazł do rzeczywistości z krainy czarów? Mówił dużo o czasie, nie pozwalał na zbyt długie rozważania. Zapraszał do doświadczania, zapraszał w dół. Aby wejść wyżej trzeba najpierw zejść? W głąb, siebie? Zanurzyć się w nieznanym? Zdaje się, że wiedza niepoparta doświadczeniem pozostaje tylko informacją, której można jedynie zawierzyć.
– To miejsce ma być wolne tak?
Brutalnie orzeka pani w pociągu relacji Poznań – Świnoujście. Szefowa tego wagonu.
– Tak – Odpowiadam grzecznie.
Mam pierwszą od tygodnia wolną chwilę, jadę nad morze, przywitać się z nim paluszkiem, jak uczyła mnie mama. Jadę poczuć przyjemny dreszcz, który wywołuje dotknięcie morza rozgrzanym palcem. Jadę przypomnieć sobie o dziecięcych marzeniach bycia syreną. Chcę zjeść w ciszy gofra z owocami patrząc na fale. Oczekiwania. Planowanie. Halucynacje na temat tego co się wydarzy. Po trzydziestu latach życia, jeszcze czasami spodziewam się słuszności swoich oczekiwań. Ja głupia.
A gdyby to był ostatni twój czas? A gdybyś mogła być zupełnie szczera, stale, w stosunku do wszystkich i przede wszystkim w stosunku do siebie? Czym są kryzysy? Tym, że nie mogliśmy się w pełni wypowiedzieć? Że czujemy się niezrozumiani?
Znam parę technik na ukojenie układu nerwowego, na przełożenie myślowej wajhy na inny tor, na kontrolę emocji, wydawałoby się. Ogarniam mindfulness, ogarniam używki. Medytacje i dzikie tańce pod wpływem. Krzyk i za mocny seks. Ciszę i oddech. Tylko kiedy niezrozumienie, niewypowiedzenie i obawy dobijają się od środka to chyba nie ma lepszej recepty niż to dopuścić, pozwolić, uszanować. Nie wiem.
Jestem mieszanką wszystkich dotychczasowych doświadczeń.
Każdą swoją porażką i każdym sukcesem.
Każdym oczekiwaniem i każdym zawodem.
Każdą sprawczością, każdym zniszczeniem.
Jestem wszystkim tym co widziałam.
Zbudował mnie każdy dotyk,
każdy lęk,
każde okazane wsparcie.
Jestem tym czego się nauczyłam i tym czego nie chciałam wiedzieć.
Jestem zmieniającą się perspektywą.
Jestem każdym swoim czuciem i wrażeniem.
Jestem tu po nic i jestem po coś.
Mam wpływ.
Każdy mój ruch ma znaczenie.
Kocham być dorosła. Bycie dorosłą przynosi przyjemności.
Nie muszę dziś czekać, aż ktoś kupi mi gofra.
Mogę wsiąść w swój samochód i pojechać nad morze.
Mogę spacerować tam ile zechcę.
Mogę dostać na święta toster, cieszyć się z niego jak dziecko,
a dziś, w niedzielę mogę pierwszy raz w życiu zrobić sobie gofry.
Ciągle uważam, żeby się nie oparzyć,
ale już nie uważam, że musi być na nich bita śmietana, nie musi, bo nie lubię.
Mogę robić co chcę. Czytać na zmianę kompendium neurologii z baśniami Andersena.
Mogę zasypiać na dywanie oglądając 10 najdziwniejszych stworzeń na yt
albo wzruszać się przy najtrudniejszych filmach.
Mogę więcej zrozumieć, mogę mówić nie i tak.
Mogę decydować.
Mogę nosić garnitur i pajaca w króliki.
Mogę płakać, krzyczeć, milczeć i przeżywać rozumiejąc się.
Mogę iść do sklepu i kupić sobie tysiące lodów,
mogę spełniać swoje dziecięce marzenia i nie zamierzam o tym zapominać.
Jestem dorosła, a im bardziej dorosła jestem tym bardziej czuję się
wolna.