W maju celebruję swoje imieniny, o poranku piję turecką herbatę i jem gorzką czekoladę z daktylem i orzeszkiem. Dostaję od niego personalizowanego Stanley’a. Jest szansa, że dzięki niemu nauczę się pić ponad 2 litry wody dziennie. Z okazji moich imienin i Bożego Narodzenia jedziemy do domu. Do domu blisko lasu. To pierwsza nasza tak długa podróż z dzidzio lwem, pierwsza jego noc poza domem.
Droga do Nałęczowa z Warszawy nie jest chwilowo najprzyjemniejsza, ale już za chwilę, kiedy wszystkie remonty się skończą, piaszczyste wieże staną się mostami i zarosną zielenią, będzie można tu dotrzeć w dwie godziny, albo i szybciej. Tu – czyli do Nałęczowa, a dokładnie W Drzewa.