– To miejsce ma być wolne tak?
Brutalnie orzeka pani w pociągu relacji Poznań – Świnoujście. Szefowa tego wagonu.
– Tak – Odpowiadam grzecznie.
Mam pierwszą od tygodnia wolną chwilę, jadę nad morze, przywitać się z nim paluszkiem, jak uczyła mnie mama. Jadę poczuć przyjemny dreszcz, który wywołuje dotknięcie morza rozgrzanym palcem. Jadę przypomnieć sobie o dziecięcych marzeniach bycia syreną. Chcę zjeść w ciszy gofra z owocami patrząc na fale. Oczekiwania. Planowanie. Halucynacje na temat tego co się wydarzy. Po trzydziestu latach życia, jeszcze czasami spodziewam się słuszności swoich oczekiwań. Ja głupia.
Kocham być dorosła. Bycie dorosłą przynosi przyjemności.
Nie muszę dziś czekać, aż ktoś kupi mi gofra.
Mogę wsiąść w swój samochód i pojechać nad morze.
Mogę spacerować tam ile zechcę.
Mogę dostać na święta toster, cieszyć się z niego jak dziecko,
a dziś, w niedzielę mogę pierwszy raz w życiu zrobić sobie gofry.
Ciągle uważam, żeby się nie oparzyć,
ale już nie uważam, że musi być na nich bita śmietana, nie musi, bo nie lubię.
Mogę robić co chcę. Czytać na zmianę kompendium neurologii z baśniami Andersena.
Mogę zasypiać na dywanie oglądając 10 najdziwniejszych stworzeń na yt
albo wzruszać się przy najtrudniejszych filmach.
Mogę więcej zrozumieć, mogę mówić nie i tak.
Mogę decydować.
Mogę nosić garnitur i pajaca w króliki.
Mogę płakać, krzyczeć, milczeć i przeżywać rozumiejąc się.
Mogę iść do sklepu i kupić sobie tysiące lodów,
mogę spełniać swoje dziecięce marzenia i nie zamierzam o tym zapominać.
Jestem dorosła, a im bardziej dorosła jestem tym bardziej czuję się
wolna.