Kiedy budzik dzwoni o szóstej a ja choć bym chciała nie zawsze muszę wstawać, przestawiam go by dzwonił co pół godziny, albo dotykam dziesięciominutowego czasu drzemki. Włączam ją jedna po drugiej przez najbliższe godziny. Nie robię tego po to by się w tym czasie wyspać, odpoczywać, lenić. Robię to po to by śnić.
W moim wymarzonym świecie najważniejsza jest edukacja. Samodzielność w myśleniu. Poddawanie w wątpliwość. Brak tępego zawierzania.
W moim wymarzonym świecie nie ma zrzucania odpowiedzialności, boga i rządzących z paranoiczną potrzebą władzy. W tym świecie każdy wie, że człowiek stojący na stołku i skandujący swoje imię wymaga troski i leczenia. Młody chłopiec zawierzający zmanipulowanej historii, wyzbyty empatii nie zyskuje poparcia.
Luksus. To takie słowo, które większości kojarzy się z szampanem i truskawkami na śniadanie. Z milionami na koncie, małym pieskiem ostrzyżonym u najlepszego psiego fryzjera i zaparkowanym pod pałacem Porshe.
Miałam kiedyś chłopaka, który życzył wszystkim luksusu. Ludzie machali na te życzenia ręką, myśląc o tym życzeniu jako o czymś dla nich nieosiągalnym.
Nie jestem idealna.
Wstaje dwie godziny później niż postanowiłam. Przeglądam wiadomości a przed porannym pisaniem miałam nie zarzucać swojej głowy danymi. Piję etiopijską kawę i palę mentolowe marlboro, zamiast przez conajmniej czterdzieści minut ćwiczyć a później zjeść coś, co oczyści moje jelita i poczucie winy. Mam piękny, duży dom, a w nim ciągle nierozpakowane pudła po przeprowadzce. Mam wspaniałego partnera a nie daję mu codziennych, porannych uśmiechów. Nie wycałowuje go tak jak powinnam, tak jak chciałabym. Nie zawsze mówię kocham, kiedy to czuję. Nie zawsze jestem wdzięczna za to co mam. A mam wszystkie części ciała. Poza astygmatyzmem w prawym oku widzę bardzo dobrze, dobrze słyszę, potrafię utrzymać równowagę, choć przez dwadzieścia dziewięć lat nie nauczyłam się dobrze jeździć na rowerze.
Wstawałam dziś leniwie, po przebudzeniu patrzyłam na swoje umalowane paznokcie u stóp i stojące tuż obok łóżka tulipany. Mam bardzo długie włosy, często plączą się gdzieś pomiędzy moim ciałem co bywa bolesne. Mam piękne piersi i dziurę tuż nad pępkiem, ślad po kolczyku, który zrobiłam w wieku trzynastu lat, kiedy moja kobiecość prosiła się o manifestację. W tym samym czasie kiedy zimą chodziłam z odkrytymi lędźwiami i nie zakładałam czapki na ułożone włosy. Kiedy zaczynałam czuć wzrok mężczyzn na swoim ciele. Dziś, szesnaście lat później, po kolczyku w pępku pozostała tylko dziura.
Gadam z sobą, mówię sobie słuchaj; wstawaj codziennie o szóstej rano, ćwicz przez godzinę jogę, rozciągaj swoje ciało, wzmacniaj mięśnie, później daj sobie kolejne pół godziny; weź prysznic, nasmaruj ciało pięknie pachnącym balsamem, ochlap buzię sto razy lodowatą wodą, wetrzyj olejki, użyj najlepszych perfum.
Zabierz się do pracy, pisz, rób to codziennie. bądź gotowa. w ciągu dnia będzie parę spotkań, castingów, planów. Bądź czujna i otwarta. Uśmiechaj się przede wszystkim do siebie. Wypij minimum dwa litry wody w ciągu dnia. Jedz małe porcje i tylko tego na co na prawdę masz ochotę.
W filharmonii panuje swojska elegancja, każdy po swojemu; przez czerwone usta i wysokie obcasy po sportową elegancję w t-shirt’owo – jeansowym stylu. Wizerunkowy przekrój społeczeństwa pełen, choć raczej twarze inteligentne, raczej oczy widzące.
Muzyka zespołu Queen w symfonicznym wydaniu przyciąga pełną widownię, tym bardziej, że to pierwszy taki koncert w Filharmonii Narodowej. Przyjeżdża do nas ekipa z Łodzi, o której ponoć mój ojciec dyrektor znany aktor, którego nazwiska z racji elegancji nie należy wypowiadać, ale nazwisko to zaczyna się na Li a kończy na da, powiedział, że jak na meneli z Łodzi to grają zajebiście. ponoć, ja tego nie słyszałam, choć anegdota powstała w czasie antraktu i ruszyła w świat błyskawicznie.
Kino Luna, to moje miejsce. To najważniejsze miejsce w tym mieście, to miejsce w którym z pochwy mojej matki na bordowe, kinowe fotele chlusnęła chęć życia.
Kiedy dziecko zaczyna napierać na kanał rodny, rozdziera pęcherz płodowy. To moment kiedy już dłużej nie może zostać bezpieczne, to moment w którym zaczyna się walka o przetrwanie, a parę godzin później zaczynamy nazywać tę walkę życiem.
Słuchał mnie. Dwa dni przed imieninami zaprosił na wyjątkowy koncert, wyjątkowej Katarzyny Groniec. I to Katarzyny Groniec śpiewającej Agnieszkę Osiecką. Z Agnieszką wychowywałam się od dziecka, nie ma jak pompa śpiewałam na cały głos mając lat parę. Przeżywałam wszelkie pierwsze uniesienia na Saskiej Kępie i tworzyłam tam siebie. Zostawiałam znajomych, zostawałam sama; pisałam siedząc na rozgrzanych chodnikach, spacerowałam godzinami rozmyślając. Mój pierwszy raz z Millhaven w wykonaniu Groniec pozostawił ślad pod skórą na zawsze mniemam.
Lubię teatr WARSawy, często jak się do niego idzie, ktoś po drodze przez nowe miasto gra, kobiece obcasy wpadają pomiędzy nierówności bruku, a kiedy pogoda jest deszczowa – jak dzisiaj, jest smutno i pięknie jednocześnie.
Bufet teatru jest obklejony czarno-białymi gazetami, pan leje wino po brzeg kieliszka i można kupić u niego paluszki, snikersy czy jakiś inny chips co się jednocześnie nijak i bardzo ma do takich miejsc jak to.