Pod stopami kamienne ścieżki, które prowadzą do dziecięcych marzeń.

Droga do Nałęczowa z Warszawy nie jest chwilowo najprzyjemniejsza, ale już za chwilę, kiedy wszystkie remonty się skończą, piaszczyste wieże staną się mostami i zarosną zielenią, będzie można tu dotrzeć w dwie godziny, albo i szybciej. Tu – czyli do Nałęczowa, a dokładnie W Drzewa.
Betonową, leśną drogą dojeżdża się do drewnianej bramy, która jest pierwszą zabudową po prawej stronie. Pod stopami kamienne ścieżki, które prowadzą do dziecięcych marzeń. Domki w drzewach są cztery, każdy inny, każdy ma swoje zalety – informuje nas piękna blondynka, która wita nas już przy bramie.
Po wysokich schodach wchodzimy do domu w którym zapach drewna miesza się z eterycznymi olejkami. Przez duże przeszklenia wpada sporo światła, choć domek Tuja, który wybrałam, jest tym najbardziej intymnym, schowanym, pomiędzy ogromnymi tujami dającymi dużo zacienienia. Czekają na nas rogaliki i kawa. Będą czekać codziennie o szesnastej. Codziennie o tej godzinie do domku przynoszone jest ciasto i kawa. Dzisiaj będzie jeszcze ciepła szarlotka usłyszeliśmy pierwszego dnia. A codziennie o dziewiątej, właściciele zostawiają pod drzwiami śniadaniowy kosz. Przynoszą go zupełnie niezauważalnie, wyobrażam sobie, że podchodzą pod drzwi na palcach, jak dzieci bawiące się w chowanego.
Kosz, po porannej jodze, zabieramy na dach. W koszu jest świeże pieczywo, masło, twaróg, mięso, dżem, granola, dużo warzyw. Do śniadania otwieramy szampana, pierwszego dnia maja świętujemy każdy kolejny rok wspólnego życia.
Dach Tui jest tarasem, poza gęstą roślinnością nie ma w pobliżu nic miejskiego. Pobliski wąwóz daje wrażenie, że jesteśmy jeszcze wyżej niż w rzeczywistości. Na tarasie, na gości czekają leżaki, świece. Podczas wakacyjnej – majówkowej pogody, takiej jak ta w 2018, kiedy temperatura sięga ponad 25 stopni, można tam przeleżeć cały dzień. A dla tych co lubią łazić, tuż za bramą, schodząc w prawo dojdziemy w parę minut do parku zdrojowego i centrum Nałęczowa. A w lewo, w leśne wąwozy.
Pierwszego dnia pobytu wracamy do domku niemalże w nocy, oświetlając drogę latarką. Niemal połowę domku zajmuje solna sauna, która bardzo szybko rozgrzewa się do ponad stu stopni. Zimą, pewnie prosto z niej, można wyjść na zaśnieżony dach i tam porządnie się wyturlać.
Ptaki nie przestają tu śpiewać. Od wschodu słońca, to już prawdziwy koncert. Uwielbiam wstawać wraz ze wschodem słońca, a przy takim akompaniamencie zaczynającym się przed piątą to dla mnie prawdziwa radość. Poznaliśmy nawet pewnego kosa, który codziennie o poranku pukał dziobem w nasze okno. Kiedyś, następnym razem, wpuszczę go do środka.

wdrzewach.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *