lubi patrzeć kiedy robię to sama.

Mam ich, dorwałam.
Złapałam na gorącym uczynku.
Wiem gdzie mieszkają,
gdzie się kochają,
jak spędzają czas,
a właściwie jak kradną mój.
On nazywa się leń.
Lubi mnie odwiedzać.
To jest jeden z tych gości, który
kiedy już się rozsiądzie nie chce wyjść.
Wchodzi wolnym krokiem, ma wypastowane, błyszczące buty,
z gracją stuka obcasami po holu.
Witamy się wymieniając uściski i ucałowania.
Mam do niego słabość.
Wymija mnie i ogląda mieszkanie,
głównie interesują go miejsca w których można się położyć.
Przygląda się kanapie, nie podoba mu się to, że jest skórzana i chłodna,
kątem oka zauważa koce i poduszki złożone w garderobie.
Ominie wszelkie niedogodności.
Przechodząc zagląda do sypialni,
uśmiecha się delikatnie unosząc jeden z kącików swoich wąskich warg.
Proponuję mu kawę, odmawia.
Przeszywa mnie wzrokiem, hipnotyzuje.
Obiecuje mi tym spojrzeniem dużo sennych marzeń.
Opowiada mi o ważności snów, o ich niezwykłości.
Opowiada o tym, że mogę być gdzie i z kim chcę.
Mogę marzyć, cóż ważniejszego?
Mówi o książkach, które mogę przeczytać,
o filmach, klasykach starego kina.
Opowiada mi o rozkoszach, których mi dostarczy,
jego głos jest kojący.
Bierze mnie za rękę, rozbiera, czule dotyka.
Językiem nawilża moje palce.
Wie jak mnie dotykać,
lubi patrzeć kiedy robię to sama.
Zasypiamy wtuleni.
Pożądam go czasami,
czasami za nim tęsknie.
ale szybko przypominam sobie, że to oszust.
Mami mnie, obiecuje rozkosze których dostarcza, ale tylko przez chwilę.
Potrafi mnie kochać jeszcze dzień, może dwa,
a później
odwraca się ode mnie, już nie patrzy mi w oczy,
śpi, a z jego ust leci strużka śliny.
Kiedy chcę wstać, przytula mnie
albo trzyma mocno za nadgarstek,
oplata swoim ciężkim udem moje.
Pozwala mi iść siusiu
i do lodówki.
Lubi słodycze, chce jeść je w łóżku.
Chce codziennie zamawiać pizzę.
Zapomina o klasykach kina,
włącza seriale,
odkłada na półkę książkę,
prosi bym zgasiła światło.
Nie przeszkadza mu za to światło ekranu telefonu.
Uwielbia przeglądać zdjęcia na instagramie,
to mu się nigdy nie nudzi.
Jego wzrok po paru dniach staje się martwy.
Już nie pachnie pięknie,
najchętniej wcale by się nie mył.
Jutro – powtarza.
a jutro, mówi – jutro.
Któregoś jutra pojawia się ona.
Nigdy nie wiem jak udaje jej się dostać do mieszkania,
nie używa drzwi,
jest jak cień.
Widzę jej zapowiedź wieczorem na ścianie,
chcę wstać i zapalić światło ale on mi nie pozwala.
To jego kochanka, to na nią czeka.
Uwielbia nasz trójkąt.
Ja, on i chandra.
Zawsze jestem zdziwiona, że już leży obok mnie i patrzy mi w oczy.
Całuje mnie swoimi pełnymi wargami,
tak jakby chciała mnie pochłonąć.
Znamy się, ona wie, że będę chciała się ich pozbyć.
Więc opowiada mi o swojej przyjaciółce melancholii,
którą cenię.
Mówi, że tak jak ona pokaże mi piękne rzeczy,
dotknie miejsc w moim środku,
pozwoli mi pisać,
pozwoli mi czytać, ale tylko smutne słowa.
Chandra lubi kiedy płaczę.
Stara się jednak, żebym płakała w środku,
tak by nikt nie widział.
Śnię jeszcze o poranku,
wiarygodnie,
niekiedy się boję,
a kiedy budzę się z krzykiem oni kochają się obok mnie.
On nie puszcza mojego nadgarstka,
patrzy mi bezczelnie w oczy i znowu się uśmiecha.
A ja staję się podległa i bezsilna.
Chcą tworzyć ze mną rodzinę,
chcą nadać nam nowe wspólne nazwisko
Depresja.
Powtarzają mi, że wszystko co robię nie ma znaczenia.
Wszystko biorą w wątpliwość.
Wyśmiewają wspólnie moje plany.
Odbierają pewność.
Jedyne co im się podoba to moje zmieniające się ciało.
Czasami się z nimi kocham,
albo to oni kochają mnie.
On uderza w moje pośladki, uwielbia kiedy są duże, kiedy falują pod jego wielką dłonią.
Ona czeka na moje łzy.
Są perwersyjni i jednocześnie przewidywalni.
A ja nie lubię przewidywalności.
Nie lubię być w łóżku dłużej niż sześć godzin.
Nie lubię w nim jeść.
Nie lubię tanich słodyczy.
Nie lubię powtarzalności.
Ustawiam budzik na szóstą.
Budzę się o piątej, wyciszam dźwięk budzika po pierwszym sygnale.
Wstaję od razu, otwieram szeroko okno.
Pędzę siku i czuję, że się uda.
Biorę prysznic, zmywam ze swojego ciała ich zapach,
Parzę kawę,
Rozciągam ściągnięte przez nich ciało.
Siadam przy stole,
tworzę plan,
zaczynam działać.
Nie znoszą tego.
Nie znoszą kiedy pracuję.
Kiedy chcę.
Są źli, kiedy budzą się a mnie koło nich nie ma.
Wiedzą, że muszą wyjść.
Nawet na nich nie patrzę, ale czuję na sobie jej wzrok.
Obydwie wiemy, że jeszcze się spotkamy.

1 Comment

  1. ada ms 27 czerwca 2020

    pozornie ulotne

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *