Matkowanie uczy mnie niezwykłych umiejętności. Kiedyś pracując, nie zażywając żadnych substancji, udało mi się nie spać ponad czterdzieści osiem godzin. Nie polecam, chyba, że oczekujesz niespodziewanych halucynacji. Aktualnie co prawda nieco śpię, ale od ponad czterdziestu dni nie spędziłam z zamkniętymi oczami czasu dłuższego niż dwie godziny, to jak jakiś dziwny challenge albo dziki post, sorry, ale czuję się trochę jak Jezus Chrystus.
– To miejsce ma być wolne tak?
Brutalnie orzeka pani w pociągu relacji Poznań – Świnoujście. Szefowa tego wagonu.
– Tak – Odpowiadam grzecznie.
Mam pierwszą od tygodnia wolną chwilę, jadę nad morze, przywitać się z nim paluszkiem, jak uczyła mnie mama. Jadę poczuć przyjemny dreszcz, który wywołuje dotknięcie morza rozgrzanym palcem. Jadę przypomnieć sobie o dziecięcych marzeniach bycia syreną. Chcę zjeść w ciszy gofra z owocami patrząc na fale. Oczekiwania. Planowanie. Halucynacje na temat tego co się wydarzy. Po trzydziestu latach życia, jeszcze czasami spodziewam się słuszności swoich oczekiwań. Ja głupia.