Mam wrażenie, że każda przeżyta chwila się we mnie kumuluje, nakłada jedna na drugą, upycha w ciele. Złość i smutek osiadają w sercu, przylepiają się do klatki piersiowej, wspinają się po gardle, kiedy są w jego wnętrzu łapią się za ręce i zaciskają je mocno.
Nie umiem wtedy mówić.
Gdzieś daleko w górach, przed spotkaniem z czarną panterą następuje rzadko spotykany dzień wolny. Wolność wolę kiedy jest wykorzystana, nie przemielona i wypluta, nawet jeśli jest przemielona to chcę żeby została połknięta i dostarczyła środkowi niezbędnych ‚witamin’.
Zdecydowałam się na obejrzenie Jackie, podczas jej trwania trzy razy zasnęłam, z całą swoją miłością dla Natalie Portman, emocjonalnie nic we mnie nie drgnęło, a jestem z tych wzruszających się kiedy uczniowie rozdają cukierki w klasie. Następnie Scorsese i jego Milczenie, przemilczałam, przełączyłam. Dwuosobowa armia księży w jak piękne niewłożona krajobrazy nie uderza do mojej czułości. Nie krytykuję, nie dałam szansy, może kiedyś wrócę. Przełączyłam się na obrazki proste, bezpośrednie, groteskowe i przejmujące jednocześnie, takie co zostawiają ślad. o jakże prostszym przekazie, miłosnym, jak wszystko, a jakże ważniejszym niż wcześniejsze górnolotne słowa.