Kiedy człowiek pracuje w wolnym zawodzie, wszelkie godne około-zawodowe możliwości zarobkowe są brane pod uwagę. Zostałam zaproszona na casting na prowadzącą nowego programu telewizyjnego. Telefon od agenta dostałam gdzieś pomiędzy innymi pracami, a właściwie pomiędzy ludźmi ściśniętymi w autobusie komunikacji miejskiej. W upalny, warszawski dzień.
Wiem, że prowadząca, że tv, że rozrywka, zmierzam więc dowiedzieć się więcej. Castingów w ciągu dnia czasami zaliczam po parę, więc nieco zdziwiona przekraczam próg nieznanego mi przeszklonego budynku korporacyjnego. Przed budynkiem, wzrokiem witają mnie panowie, zapięci pod szyję, niemalże zjadający papierosy w trakcie swych krótkich przerw, niemalże zjadają i mnie wzrokiem. Po drodze na piętro naste jestem naście razy legitymowana. Naście razy w windzie, wnioskuję, że znane sobie twarze obserwują mnie od stóp do głów jako tę nową – nieznaną – niewidzianą tu dotychczas.
Nikt nie mówi dzień dobry, do widzenia, dziękuję ani spierdalaj, pod płatami czołowymi kłębią się plany i aktualne oceny sytuacji. Wysiadam na piętrze nastym, wypowiadam jedno ze słów ze zdania powyżej. Odnajduję guzik z napisem „tele gry”. Naciskam. Całe piętro zalewa dźwięk rodem z telefonu stacjonarnego z lat 90’. Muzyka na czekanie. Jakbym w tej scenerii; szklanych szyb, granatowych wykładzin i zapachu świeżo złożonych mebli z Ikea cofnęła się w czasie do zapachu gumy Turbo, piosenki ze Smurfów i Tamagotchi. Dźwięk dzwonka otwarciem drzwi przerywa pani w wieku lat około trzydziestu, silnie podaje mi swoją dłoń, mógłby to być uścisk wojowniczy wręcz. Jak na zajęciach z marketingu uczyli, tak jak wykładowcy powtarzają; niech Twoja dłoń będzie zawsze na górze, niech będzie silniejsza. Miażdż dłoń przeciwnika bez miażdżenia dłoni przeciwnika. Jeżeli już jesteśmy przy dłoniach… tak, jej podanie wchodzi w składową pierwszego wrażenia, jak wszystko inne. Uczy się młodych by byli silni, pewni siebie i zdecydowani, by parli do przodu, biegli po swoje, rozbijali mury. Skończyłam w swoim życiu parę uczelni i mam wrażenie, że głównie uczy się jak zakładać na siebie kolejne zbroje, wszystkim te same. A później wszyscy panowie i władcy, rycerze rynku, przygotowani do boju, powtarzają wyuczone schematu na polu walki, które z pola przeniosło się na piętra szklanych wieżowców.
Pani szybko i zdecydowanie wysuwa swoją dłoń, jej spód jest skierowany do dołu, jakby już rozpracowywać kolejno znaczenie poszczególnych chwytów to temu bliżej do nazistowskich niechlubnych pozdrowień. A można by przecież do ludzi wysunąć dłoń otwartą i od razu wszyscy czują się bezpieczniej i bardziej komfortowo. NASA gest otwartej dłoni uznało za tak oczywisty, że w latach 70’ słano go w świat jako pokojowe ewentualne witanie się z innymi, no jeśli Oni by zrozumieli to my też w ten sposób powinniśmy się dogadać. no ale widocznie nie taki jest nasz cel.
Zmierzamy po granatowej wykładzinie do przeszklonej sali. Zamknięta, odgrodzona, przeszklona, niby poza, niby razem. Długi stół, krzesła – spodziewam się, że spełniające przepisy BHP, wyścielone materiałem w kolorze granatowej wykładziny.
„Proszę usiąść” – mówi pani. Odkładam torebkę, suwak w niej się zacina, poprawiam, wszystko trwa ułamki sekund.
„Proszę usiąść” – ponownie mówi pani.
Usłyszałam. odpowiadam. Nie wyczułam pośpiechu, wyczułam chęć przejęcia kontroli. Przyglądam się dokładniej. Pani od linijki, prosto przycięte krótkie włosy, mocny kolor, wąskie usta, mocny na nich kolor także, szeroko otwarte oczy, zapięta pod samą szyję, pozamykana na amen, noga na nogę, ręce jedna na drugiej i na skrzyżowanych nogach już leżą, za stołem cała, wyprostowana, gotowa do ataku, atak: „Moje pierwsze pytanie brzmi następująco; czy jest pani dyspozycyjna?”
Moja odpowiedź brzmi – nie wiem czy jestem zainteresowana.
Opowiadam o sobie słów parę, kim to jestem i skąd się wzięłam, tłumaczę co wiem i w jakim celu przybyłam i właściwie to niczego nie oczekuję poza tym, by pani droga co siedzi przede mną zakneblowana, powiedziała mi słów więcej o pracy, którą oferuje. Odstawiła na moment rentgen, przygotowany na prześwietlanie kolejnych kandydatów.
Podczas rozmowy dowiaduje się, że nie są to gry byle jakie tylko poważna rozrywka zbliżona formułą do lotto, koła fortuny i karcianej wojny. Otrzymuję też informację o wzrastającym wynagrodzeniu, a w między czasie upomnienie, że jeśli pracuję w teatrze i gram w serialach to nie może tak być, że pani odbierze ode mnie telefon pół godziny przed pracą, z informacją, że mnie nie będzie.
Uprzedzenia, uprzedzenia. 14 lat pracuję zawodowo i w przeciągu tych czternastu lat nigdy w życiu choćbym miała sraczkę, kot by umarł czy pękło koło w autobusie po drodze do pracy a wszystko to i wiele innych się w przeciągu tych lat działo, nie zdarzyło mi się takiego telefonu wykonać i nie być, kiedy powinnam. Skąd bunt się bierze, uprzedzenia do wszystkich, obrona i chęć walki i wygranej zanim zdążymy choćby przyjrzeć się by lepiej poznać tego naprzeciwko. Nie odczuwam takich słów jako zarzutów, a widzę w nich tylko strachy pani wypowiadającej.
Nie chcąc tracić wspólnego czasu, grzecznie dziękuję, informując, że nie będzie to dla mnie zajęcie satysfakcjonujące. Po czym dostaję kolejne pytanie zrzucające mnie z krzesła; czy w takim razie uważam, że jest to praca pusta.
Nie jestem pewna co mam rozumieć przez pracę pustą. To kolejne już podczas tej rozmowy zestawienie słów, które prawdopodobnie przyszłoby mi do głowy jako jedno z ostatnich. Praca jest integralnym elementem ludzkiej egzystencji. Całe życie, ucząc się, przygotowujemy się do niej. Całe życie się uczymy, zdobywamy nowe kwalifikacje zawodowe. Aktualnie kiedy wszystko szalenie szybko się zmienia, elastyczność zawodowa, otwartość i chęć do pracy to wykazywanie się dużym zrozumieniem. Pewność pracy i zatrudnienia na czas nieokreślony to zagadnienia, które na naszych oczach w wielu zawodach przechodzą do historii. Praca to aktywność dająca określone rezultaty, a jednocześnie działanie, które sprzyja samodoskonaleniu. Praca pustą nie jest, myślenie ludzi bywa ubogie.
Jestem pani wdzięczna, wykonywała swoją pracę, zrobiła mi postać, dała twórczy impuls i skłoniła do refleksji odnośnie pracy w szklanych domach i kwalifikacyjnych przywitaniach.
Mam wśród swoich bliskich parę osób, które się na co dzień boją, które są uległe, ponieważ nie chcą być skrytykowane. Nie zadają pytań, by nie wypaść mało inteligentnie. Nie wybierają nowych dróg, ze względu na nieznane rezultaty swoich działań. Wszyscy to znamy. Oczywiście, gdybyśmy nie trzymali się norm, bylibyśmy nie do okiełznania. Nie zapominajmy tylko, że pod tymi zbrojami z wyuczonych zachowań, stosownego ubrania czy zaciętych ust, kryją się wartości takie jak czujność na drugą osobę, życzliwość, empatia, dobroć najzwyklejsza, pamiętajmy o tym.
Może wygodniej będzie jak pokażesz, że jesteś silniejszy, staniesz mocno, wykonasz parę wygibasów z cudzą dłonią, usiądziesz wyżej, oślepisz kogoś światłem, sadzając go na przeciwko okna. Będziesz zdecydowany i pewny siebie. Ustawisz się w hierarchii gdzie trzeba, nikt nie wejdzie Ci na głowę. Tylko nigdy nie wiadomo kto w końcu przylezie podać Ci dłoń. Zawsze ktoś będzie niżej a ktoś wyżej. Ktoś będzie mądrzejszy, ktoś głupszy, grubszy, chudszy, z większym mniejszym portfelem czy penisem. Wszyscy mamy swoje strachy, jemy śniadanie, zakładamy skarpety i chcemy żeby nas kochać, więc do cholery dłonie spodem do góry i bawmy się wszyscy razem.