Spędziłam tydzień na wsi. Nie nakładałam makijażu ani butów. Słuchałam wiatru, śpiewu ptaków, bzyczenia much i mruczenia kota. Wyczuwałam każdy ruch i dotyk. Nie wypowiadałam żadnych słów i nie nawiązywałam kontaktu wzrokowego, a spędzałam ten czas wśród dwudziestu paru pięknych osób. Patrzyłam jak siedzą, leżą, chodzą i jedzą. Nie oceniałam, nie komentowałam. Byłam.
Zostawiłam te lody dla niego, ale zjem je, bo jestem smutna.
Świeci słońce, zrobiło się zupełnie zielono, właściwie to już chyba są wakacje.
Nie wiem czy to dobrze, że jem te lody z chorym gardłem.
Wszyscy moi najbliżsi tulą mnie i mówią, że bardzo się cieszą, że wróciłam.
A ja dziś nie cieszę się wcale, nie widzę tego lata. Nie czuję w tych dotykach nic kojącego.