Chciałam przeżyć ciążę, ale poród?
Słyszałam, że to jakiś mistyczny, utajony, pradawny rytuał. Owiane tajemnicą przejście na drugą stronę. Niby wiedziałam na czym polega ale tak naprawdę nie wiedziałam za wiele. Niby o wszystkim gadamy szczerze a o porodzie jakoś tak lakonicznie. Tak wiele kobiet rodziło a niewiele o tym opowiada. “Urodzisz – zobaczysz” – slyszałam. Ileś razy po moim pytaniu o poród kobiety machały na mnie ręką mówiąc – “nie ma co wspominać”, – “eee to się szybko zapomina, wszystko przestaje mieć znaczenie kiedy dostajesz dziecko na pierś” i inne niewiele dla mnie wcześniej znaczące stwierdzenia. Wiedziałam, że i ja niebawem tego doświadczę, chciałam dowiedzieć się czegoś bezpośredniego, szczerego, pewnego. Ciężko było zobaczyć, przeczytać, usłyszeć coś autentycznego, coś, co nie będzie ubierane w strach albo mistycyzm. Coś po prostu. A może to się nie da “po prostu”? Może to jakaś tajemnica porodu.
Kiedy budzik dzwoni o szóstej a ja choć bym chciała nie zawsze muszę wstawać, przestawiam go by dzwonił co pół godziny, albo dotykam dziesięciominutowego czasu drzemki. Włączam ją jedna po drugiej przez najbliższe godziny. Nie robię tego po to by się w tym czasie wyspać, odpoczywać, lenić. Robię to po to by śnić.