Zimowe miesiące; powolne, szare, na zewnątrz wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Święto zmarłych, tym razem to i moje święto. Część mojej dotychczasowej tożsamości umiera. Pozwalam jej odejść. Zaduszki, dzień urodzin mojej dziecięcej przyjaciółki. Mając parę lat jeździłyśmy z jej rodzicami zielonym tico. Miał szare obicia. Klęczałyśmy tyłem do kierunku jazdy, patrząc przez tylną szybę. Odjeżdżałyśmy od świata. Wszystko co widziałam zostawało w tyle. Jak teraz. Wspominam każdy moment, który pojawia się w moich myślach. Przywołuję historię, którą tworzyłam. Oddala się ode mnie jak tamten świat. Miesiąc temu wsiadłam do małego tico, nie wiem jak z niego wyjść. Nie wiem dokąd jedziemy. Czuję jakby ktoś mnie porwał. Patrzę w tył. Nie mam siły by odwrócić się w kierunku jazdy. Nie umiem nawet sprawdzić kto siedzi za kierownicą, kto prowadzi… Czy to mogę być ja?
Niedokończone książki, niedokończone seriale, niedopowiedziane historie.
Zasiane ziarna, nierozwinięte wątki.
Marzenia, pragnienia, spotkania oczu, muśnięcia dłoni i pożegnania.
Nieprzyjęte zaproszenia, nieodebrane telefony, opuszczone okazje.
Szczere słowa zamknięte w szufladzie,
oczekujące wydawnictwo.
Plany szczegółowo rozpisane na białych stronach.
Niedopalone papierosy.
Niewypite kieliszki wódki.
Jakiś żar tlący się w kieszeni.