Doświadczyłam porwań w miejsca, w których nie chciałam się znaleźć. Byłam w miejscu gdzie pani z kremem na twarzy zachęca do dbania o siebie. Tłumaczy, że po dwudziestym roku życia produkcja kolagenu diametralnie spada, jeśli tego nie zatrzymamy, proces ten doprowadzi nas do miejsca w którym staniemy się MILFem (Mom I’d like to fuck) a jeśli nie będziemy używać kolagenu, nawet jeśli poddamy się operacji powiększenia biustu w ramach dbania o siebie, nawet jeśli przedłużymy włosy na oczach zwane rzęsami i paznokcie, a nie przedłużymy gładkości skóry to staniemy się „Mom I don’t like to fuck” i wówczas będziemy stracone.
Wstaję rano, parzę kawę, zasiadam do stołu, myśli skierowane mam w stronę scenariuszy, które zamierzam ponownie przeczytać. W stronę słów, które zamierzam zapisać i wysłać w świat jako felietony. Maile tylko wcześniej sprawdzę, czy nie znalazło się tam nic pilnego, na co powinnam odpisać szybciej niż za parę godzin. Parę minut później wybieram sobie wegańskie gacie. Świat mediów społecznościowych mnie pochłania. Dostaję wiadomości w których piękni zewnętrznie ludzie proponują mi bym zarabiała z nimi pieniądze. Byśmy wzmacniali wspólnie ich marki. Byśmy dawali przyjemność. Spełniali marzenia.
Brzmi zachęcająco, poczułam się przez chwilę jak święty Mikołaj. Obcy mi ludzie zapewniają, że wszystko będzie się odbywało w zgodzie ze mną, że zachowamy wiarygodność.