Chwila po której cię nie ma

Od wielu miesięcy mieszkam głównie w hotelowych pokojach. Zasypiam i budzę się w nowych miejscach, które pachną właściwie nijak. Hotelowa pościel nie pachnie jak świeże pranie, nie schnie na wietrze, nie przejmuje zapachów ukochanych osób. Jest traktowana roboczo, jako jedna z. W hotelach często nie ma wyjątkowości, pokoje są podobne, najbardziej różni je widok z okna. Dostrzegam subtelne różnice powierzchniowe, inne umiejscowienie gniazdek, obtarcia na zagłówkach łóżek, aczkolwiek to ślady ludzkie, jak mój zapach, który po tym jak trzasną za mną hotelowe drzwi, zostanie zneutralizowany. Nie przeżywam tu zbyt wiele, przeważnie przychodzę żeby odpocząć, pożegnać miniony czas,  ogrzać się pod prysznicem, wysmarować czymś pachnącym, rozebrać z przeżyć i zasnąć. Czasami pracuję, marzę, wspominam ale przede wszystkim – śnię.
Jeszcze nie rozgryzłam o co chodzi ze snami. Znam naukowe wytłumaczenia, ale w snach jest coś niewytłumaczalnego, coś mistycznego. W hotelowych pokojach nocą przeżywam więcej niż za dnia.
Nie wiem gdzie dokładnie byłam dzisiejszej nocy, pamiętam tylko ten ostatni fragment, ten który wybudza mnie szlochem, który zostawia w moim ciele napięcie, wzbudza emocje mające swój początek w nocnych wizjach.
Byłam w przestrzeni basenowo – szpitalnej. Pan, którego twarzy nie widzę pobiera ode mnie wymaz do badania. Zanim dostanę wynik, stawia diagnozę. Śmiertelna choroba. Często myślę o śmierci. Nie boje się jej. W mojej rzeczywistości nie jest to czyhająca kostucha z kosą. W mojej rzeczywistości jest to chwila. Chwila po której cię nie ma. Po prostu. W tym nie ma, w którym mnie już nie będzie zostają bliscy mi ludzie i ich przeżycia. Utrata z którą często długo nie można sobie poradzić. Brak – niepowracalny, niezastępowalny, ostateczny. Ta ostateczność przeraża pozostawionych. Już nigdy. Już nigdy cię nie zobaczę, nie spojrzę w twoje oczy, nie dotknę twojego ciała. Już nigdy nie będziemy milczeć ani rozmawiać. Już nigdy nie zrobimy nic co zostawia wspomnienia. A wspomnienia to jedyne co nam pozostaje, jeśli nie możesz budować wspomnień to znaczy, że to koniec.
Zanim dostałam wynik, wpadłam w rozpacz. Płakałam. W taki sposób, który nie pozostawia nikogo obojętnym. W sposób ostateczny. Nie wiem czy ten płacz wynika ze smutku, z żalu, pożegnania. To taki płacz pod którym nic nie ma. Emocja dla której nie ma odpowiedniego słowa.
Wiedziałam, że zaraz wstanę i pójdę zakończyć życie. Czy jest coś ważniejszego niż życie? Na życie składa się wszystko co znamy, co udało nam się zrozumieć. Wszystko to czego udało się doświadczyć. Cała ważność. Nie płakałam za sobą ani za nikim innym, nie płakałam za niczym, za utratą. Płakałam na koniec.
Nie wiem czy istnieje sposób samobójstwa idealnego. Takiego, które będzie bezbolesną chwilą.
Momentem przejścia z jesteś do nie ma.
Nigdy poza myślami nie miałam zamiaru planować tego momentu.
Nieuleczalna choroba, to świadomość zbliżającego się końca. I mimo, że wiem, że wszystko prowadzi do tego momentu, to poznanie konkretnego czasu tego wydarzenia powoduje to, że nie chcę tego czasu wykorzystać. Nie chcę robić wszystkiego na co się dotychczas nie zdobyłam. Na co nie miałam odwagi. Nie chcę czekać na przeżycia ostateczne. Chcę już, chcę zanim. Co za absurd.
Są ponoć takie miejsca w których możesz uzyskać zrozumienie. Do których przychodzisz i mówisz – chcę zakończyć swoje życie. Miejsca w których te słowa mogą zostać uszanowane.
Zanim się to wydarzy przechodzi się przez rodzaj rekrutacji. Rekrutacja do śmierci. Wyobrażam sobie, że siadasz przy stole, naprzeciwko jest człowiek, który cię wysłuchuje. Być może wypowiadasz składne zdania, być może płaczesz, zakładam, że wielokrotnie. Człowiek z naprzeciwka mówi, że rozumie. Zaznacza coś w dokumentach. Kieruje cię do kolejnych ludzi z którymi rozmawiasz, którzy upewniają się, że twoje słowa i ten płacz to nie zwykłe widzi mi się. To nie strach, to nie ucieczka, to nie na złość komuś, to przeświadczenie o chęci końca.
Chęci zakończenia przeżyć bez cierpienia. A kiedy wszyscy się zgodzicie, kładziesz się do ostatniej chwili. Ktoś wkłuwa się w twoje ciało, prawdopodobnie nie czeka na ostatnie słowa. Prawdopodobnie w ciszy, łagodnie przechodzisz z momentu jesteś do nie ma.
A życie i wszelkie równoległe rzeczywistości trwają dalej.
Obudziłam się w szlochu. Na policzkach czułam gorące łzy. Rozchyliłam wilgotne usta, zaczerpnęłam powietrza. Uspokoiłam oddech, wdzięczna za każdy wdech i wydech. Poczułam szybko bijące serce, zauważyłam biegnące jedna za drugą myśli. Dotknęłam nagiego ciała okrytego pościelą. Sprawdziłam czas. Wiadomości od ludzi, których kocham i którzy mnie kochają. Pomyślałam o wszystkich, którzy mnie uczą, którzy mi dają, którzy pozwalają budować moje wspomnienia. Uświadomiłam sobie swoje istnienie silniej niż dotychczas. Podziękowałam za ciało dzięki któremu czuję, za to, że mogę wprawiać się w ruch, za to że widzę, słyszę, doznaję. Za to, że jestem w tym hotelowym pokoju i tylko ode mnie zależy czy będzie podobny do wszystkich innych czy stanie się wyjątkowy. Za to, że pójdę na śniadanie, za wszystkich, którzy je przygotowali. Za zapach świeżych pączków i zaparzonej kawy. Za mandarynki, które przyleciały z kraju w którym świeci słońce. Za wszystkie promienie, których doświadczę na skórze. Za rozgrzany piasek pod stopami, smak soli na równie rozgrzanych wargach. Za dotyk czyichś ust. Za dłoń w dłoni. Za każdy uśmiech i każdą łzę wzruszenia. Za wszystkie smaki i zapachy. Za spojrzenie matki. Za dzieci. Merdające psy i rozkrzyczane ptaki. Za wschody i zachody. Za taniec, śpiew i całą powstałą twórczość. Za chęci. Niech to trwa.
22.02.2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *