Kiedy budzik dzwoni o szóstej a ja choć bym chciała nie zawsze muszę wstawać, przestawiam go by dzwonił co pół godziny, albo dotykam dziesięciominutowego czasu drzemki. Włączam ją jedna po drugiej przez najbliższe godziny. Nie robię tego po to by się w tym czasie wyspać, odpoczywać, lenić. Robię to po to by śnić.Śnię wtedy wyraźniej. Jestem w tych snach obecna. Uczestniczę w nich świadomiej. Są zapamiętywalne, bardziej dostępne, choć częściowo możliwe do analizowania. Przyjrzenia się temu gdzie nocami jestem, jakie podróże odbywa mój umysł, co przekazuje podświadomość.
Temat snów fascynuje mnie od dawna, ich odrealnione powinowactwa z rzeczywistością. Od lat zapisuję swoje sny. Na szklanej szafce obok łóżka, leży zeszyt i długopis marki Bic, lubię go bo szybko pisze, nie przerywa, a ja nie mogę przerywać kiedy wybudzam się w nocy. Sięgam po zeszyt i piszę. To pismo jest często lekarskie. Niewyraźne gryzmoły, czytelne tylko dla mnie, słowa klucze, hasła. Często wystarczą, bo kiedy wracam do nich rano to cały senny kontekst pamięciowy wraca. Trochę jak ze zdjęciami na które patrzysz, choćby zostały zrobione parę lat od przeżycia uwiecznionej chwili, zdjęcie przywraca cię tam ponownie.
Są sny, które wracają. Miejsca w których bywam wielokrotnie. Czasami odkrywam kolejne obszary tych przestrzeni, obserwuję nowych ludzi tam bywających. Jakbym dokładała kolejne puzzle. Odkrywała nowe levele na planszy. Odblokowywała kolejne wyspy wcześniej mi niedostępne.
Uwielbiam obserwować swoich bliskich pojawiających się na tych wyspach. Przybywają tam często w nie swojej skórze. Zawsze ich rozpoznaję ale często pojawiają się jakby w zupełnie innym wcieleniu.
Są też powracające zdarzenia i zjawiska. Wracają do mnie ogromne fale, wracają ucieczki, samotność, wracają pająki i wielkie koty. Dziś nad ranem, kiedy przestawiałam budzik, wróciły połączone, te które w ostatnim czasie pojawiają się w różnej formie.
Dziś byłam u kogoś, była noc. Chciałam wracać, zamówiłam taksówkę.
W aplikacji dostałam wiadomość od kierowcy, rzadko kiedy mogę w snach coś odczytać, ale był tam komunikat, że kierowca planuje się wycofać z tej podróży ze względu na warunki pogodowe. Wiedziałam, że nadciąga tornado. Potężne, takie które łączy niebo z ziemią. Od zawsze chcę tego doświadczyć. Zobaczyć, poczuć tę siłę. Nie bałam się, nie chciałam się chronić. Wyszłam na taras, widziałam parę małych powietrznych wirów tańczących ze sobą. Widziałam w oddali to wielkie, zalał mnie deszcz. Wiało. To wszystko było podniecające, niepokojące ale pożądane. Rozumiałam innych, którzy chcą uciekać.
Ja nie chciałam, czułam, że nic mi nie grozi. I wtedy zaczęły walić się budynki, zapadać od góry, runęło ich parę, jak po wybuchu ale w ciszy. To tak jakby runęły zahamowania, jakby upadły blokady. Jakby nadciągała jakaś nieznana niepokojąca ale pożądana zmiana. Póki nie doświadczałam ludzi wcale się nie bałam. Wyszłam na ulicę a tam panował chaos, ludzie biegali, chcieli uciekać. A ja patrzyłam na to w nocy i nie zamierzałam do nich dołączać.
Wracałam nocą, było spokojnie.
Na niebie widziałam ogromną świecącą planetę. Patrzyłam na nią z zachwytem. Jednocześnie wiedząc, że to koniec jakiegoś świata. Być może tego mi znanego.
Szłam z kimś, jak na spokojnym spacerze, patrzyłam w niebo.
Nadchodzą zmiany.
Kiedy podświadomość łączy się ze świadomością nadchodzi wyższy poziom odczuwania i zrozumienie. Miejsce w którym jest więcej, głębiej i jaśniej.
Idę tam, spokojnie spaceruję z zachwytem.