Wszystko pamiętam, choć czasami wydaje mi się, że zapomniałam.
Staram się.
Staram się żeby ludziom, których uznaję za bliskich było miło.
Staram się wyprzedzić ich oczekiwania.
Chciałam zupełnie inaczej.
Chciałam dziś inaczej,
ale dostosowuje się, uelastyczniam, rozciągam.
W tych miejscach rozciągnięcia, kiedy robi się to za mocno, materiał się przedziera,
robi się przeźroczysty, jego struktura się luzuje, poddaje się, nie opiera,
z czasem właśnie w tym miejscu pęka.
Sobota, jedenasty dzień grudnia. Wchodzę do sklepu w którym są artykuły spożywcze, mięso, ciasta i plecione lalki. Ludzie się tu znają, rozmawiają używając swoich imion. Ekspedientki wiedzą co dla kogo, wiedzą jak udobruchać starszą panią. Pamiętają, żeby dzień wcześniej włożyć do lodówki dwie setki wiśniówki dla pana przede mną.
Kupuję produkty, których nie chcę.
Marcinek. Nie widziałam ciasta o tej nazwie od dziesięciu lat. Proszę o kawałek.
Robię to po to by wrócić pamięcią do tamtego czasu.
Siedzę nad ranem na otwartym bagażniku czyjegoś samochodu. To był pierwszy dzień tamtego roku kiedy było ponad trzydzieści stopni. Mam na sobie letnią sukienkę, jestem boso. Wypiłam sporo alkoholu, ale ani trochę nie czuję się pijana. Tańczyłam, przez parę ostatnich godzin tańczyłam i śmiałam się głośno. Patrzyłam na moją siostrę, która też jest boso, jej biała suknia ślubna jest umorusana. Patrzyłam na nią jak skacze do góralskiej muzyki i gwiżdże, w tamtej chwili była szczęśliwa, ja też. Jacyś ludzie pakują rzeczy, obserwuję to, ale głównie patrzę na moją siostrę, tak inną niż ja
a jednocześnie ze mną spójną.
Kiedy była mała miała zupełnie białe włosy. Ogromne niebieskie oczy, mały nosek, piegi
i ten grymas na ustach. Ona się nie starała. Nie pozowała do zdjęć, na przedszkolnych fotografiach jest jedyną osobą, która rzuca się w oczy. Uśmiecha się jednym kącikiem ust, patrzy zadziornie prosto w obiektyw, jej ciało nie udaje, że chce tu być, jej myśli wędrują gdzieś daleko, zapewne w przyszłość. Pamiętam jak ma naście lat, jeździ na rolkach po domu. Pamiętam jej łysą głowę i rozciągnięte swetry. Pamiętam jak mnie przytula, choć wiem, że rzadko wymienia się dotykiem nawet z bliskimi. Dostawałam od niej jedno jajko niespodziankę za każdego wypalonego papierosa. Nie wiem czy wiedziała, że i tak nie powiedziałabym mamie. Pamiętam jak wręcza mi największą paczkę czipsów i mówi,
że póki nie zjem mam nie wchodzić do pokoju. Nie było szans, żeby udało mi się zjeść całą paczkę. Miałam parę lat, jadłam te chipsy, oglądałam kreskówki i wiedziałam, że w tym pokoju obok, kocha się ze swoim chłopakiem. Byłam wtedy dorosła. Doskonale rozumiałam wszelkie relacje w naszym domu. Słyszałam jak rodzice kłócą się szeptem. Widziałam złość i miłość w spojrzeniach mamy. Wiedziałam co czują moje starsze siostry.
Wiedziałam, że wtedy w tamtej chwili jedna z nich jest szczęśliwa
Siedziałam nad ranem na otwartym bagażniku czyjegoś samochodu,
jadłam dłońmi ciasto Marcinek i było najpyszniejsze, bo smakowało jej szczęściem.
Dziś, dziesięć lat później, kiedy wkładam je do ust, smakuje tak samo, smakuje szczęściem bliskiej osoby. A on stoi nad płaczącą mną i pyta co się stało. A ja nie umiem odpowiedzieć, że moje ciało wszystko pamięta, że moje ciało teraz płacze bo zupełnie nic się nie stało, poza tym, że wróciła do niego pamięć wspomnień.