– Jeśli tu usiądę, będę mogła zjeść, czy to miejsca barowe?
– Może pani nawet stać.
Uch, niegrzeczny pan.
Wiem. Noszę wiszące portki, pluszowy kapelusz i wyglądam jakbym miała lat nie dużo,
ale w środku siedzę na wiklinowym, bujanym fotelu. Siwe włosy mam i starcze plamy na dłoniach. Nie pouczam pana, oduczam się pouczania innych. Uśmiecham się serdecznie oświadczając, że jednak wolałabym usiąść.
– Niech pani siada, gdzie sobie pani życzy – ratuje sytuację pani nadbiegająca z sali obok. Ma dla mnie kartę klubową, co mnie uprawnia do upicia się dziś za połowę ceny.
Zmierzam za chwil parę do teatru więc nie zamierzam tego robić. niestety.
Przyszłam obserwować tu tych panów paru. Mam szczęście, dziś jest ich trzech.
Barmani.
Chciałam zobaczyć co robią w czasie kiedy nic nie robią.
W przyszłym tygodniu będę robić zawodowo to samo.
Patrzę na nich, coby się poczuć później na planie swobodnie. To są dziś moi nauczyciele. Rozmawiają, to mi nie pomaga, przez to odrywają się od czynności codziennych. Choć nie wszyscy. Jest jeden, który nie przestaje szorować szklanek. Instruuje innych. Mówi, że mu się dziś nie chce, nie będzie więc wymyślał nic nowego na dzisiejszą imprezę.
– Weźcie coś, czemu się data ważności kończy, coś otwartego.
– No, no
– Jakieś proste te szoty, nie będę zapierdalał.
Szejkery, jeden na drugi. Blat szmatą naście razy przetarty.
– Co to jest kambucha? – ktoś pyta z otchłani drzwi, cóż to za wnętrze jest nie widzę. Kuchnia domyślam się.
– Kambucza kurwo.
– Kambucza, łot da fak.
– Herbata taka, fermentuje w jelitach, ponoć spoko.
– Ach, ok.
Dawno nie było, a ludzie pytają o herbatę co w jelitach fermentuje regularnie. Dobrze, że jest już. Karton zamówiłem klasycznej, karton imbirowej i jakąś fancy. Z granatem czy inny chuj.
– Sam jesteś chuj.
Próbują coś patykiem z butli.
– Daj mi spróbować też, ale z drugiej strony plis, nie wiem gdzie wczoraj wkładałeś ten język.
– Wczoraj środa była.
– No i?
– No i?
– Środa dzień loda.
Pozbierajcie to z baru mówi pani, która znów wybiega i sytuacje ratuje. Mam wrażenie, że ona nie chce by oni mówili rzeczy w jej mniemaniu niestosowne przy mnie. Przy
członkini zespołu artystów scen polskich, co chwil parę temu pieczęć nową dostała.
Nie podoba mi się to, że mnie poznaje, przeszkadza mi to w chowaniu się, a ja się przecież regularnie potrzebuje chować. Patrzę na nich, jeden drugiemu fartuch na plecach wiąże, opowiadając, jak Wojtas komuś w zeszłym tygodniu zajebał.
– Ty weź, dobrze ci wiążę, na kokardkę.
– Patrz na zdjęcie Wojtasa lepiej, ryj ma obity.
Lód do zlewu przesypany.
Łapą będę brał.
– Telefon Wojtas zgubił, godność zgubił, zniknął.
– No to spoko jest, ja też lubię czasami tak zniknąć.
Lód znowu sypany.
Ośmiu ich jest nagle.
Tematy zamienne.
– Nie mogłem się upić.
– Jak ty przyjechałeś, to ja jeszcze myślałem o tej dupie.
– Ta przy stoliku ładna, ale chyba sztywna – to chyba o mnie.
Podpłomyk wegański dostałam. Jedzenie tu robią zacne, zawsze.
– Earl greya mi zrób kurwo.
– Z cytryną?
– Dobrze mi, mówię ci, dzień wczorajszy spędziłem na kwasie, na trzech różnych.
Tu siedziałem sobie i się uśmiechałem, najlepszy dzień w moim życiu.
– I się uśmiechałeś?
– Eeeej wy! Kambucha to jest potrzebna rzecz moim zdaniem, ten cydr jest tylko z dupy, po co my kupujemy go, ludzie tego nie piją.
– Wiecie co jest najważniejsze? Bayiles truskawkowy. Bayiles truskawkowy to jest król. Dupy tylko tego chcą. Truskawkowego bejlejsa.
– Dobra weź, idę na szluga, ktoś?
– Ja – to mówię, ja.
– Ty? w sensie pani? idziesz?
– No.