Walentynki to jest jedno z moich ulubionych świąt. Bo jest o miłości. Wszystko w życiu jest o miłości. Cała sztuka gdzieś się w miłości rozpoczyna bądź do niej dąży. Boi się jej, ma jej za złe.
Najpiękniejsze rzeczy na tym świecie to są miłości dzieci. Najprawdziwsze, najmocniejsze. Te najsmutniejsze i te najbardziej radosne.
Rozterki, wątpliwości i ich zupełne braki. Zaufanie pełne i czujności brak.
Łzy wylane, serca rozedrgane, rozpalone podbrzusza.
Od trzydziestu lat uczę się by ode mnie to powstawało, by we mnie rosło i dojrzewało. To poczucie miłości przyjemne, do mnie samej. O sobie codziennie sobie przypominam, nad sobą się zastanawiam, siebie słucham, tej głęboko gdzieś, która nie ma żadnego imienia. Emocjom się swoim bacznie przyglądam, otwarcie się nimi dzielę i się nie boję.
I nikt mnie nie skrzywdzi, bo w środku jest bezpieczny dom, w którym jestem ja, co siebie kocham.
Nigdzie bowiem nie schroni się człowiek spokojniej i łatwiej jak do duszy własnej, zwłaszcza ten, kto ma taką ustroń wewnętrzną, że się natychmiast zupełny znajdzie spokój, jeżeli się w nią wpatrzy.
Aureliusz mój ukochany w początkach naszej ery o tym już pisał a my dwa tysiące lat później ciągle szukamy.
I jestem dziś przekonana, że poza sobą tego nie znajdziemy.
A jak człowiek się tak ze sobą pozna, oswoi i zaprzyjaźni, to później już wszystkich na drodze kochać zaczyna. A miłości jest ilość niezliczona.