Miesiąc później.
Budzę się na powystawowym materacu w malutkim pokoiku.
Sięgam po zeszyt w którym zapisuję sny. Przywiozłam go z domu,
pierwszego domu po tym rodzinnym, który szczerze potrafiłam nazwać domem.
Domu, który mnie zachwycał, który był spełnieniem dziecięcych marzeń.
Doświadczyłam porwań w miejsca, w których nie chciałam się znaleźć. Byłam w miejscu gdzie pani z kremem na twarzy zachęca do dbania o siebie. Tłumaczy, że po dwudziestym roku życia produkcja kolagenu diametralnie spada, jeśli tego nie zatrzymamy, proces ten doprowadzi nas do miejsca w którym staniemy się MILFem (Mom I’d like to fuck) a jeśli nie będziemy używać kolagenu, nawet jeśli poddamy się operacji powiększenia biustu w ramach dbania o siebie, nawet jeśli przedłużymy włosy na oczach zwane rzęsami i paznokcie, a nie przedłużymy gładkości skóry to staniemy się „Mom I don’t like to fuck” i wówczas będziemy stracone.
Są ludzie, którzy mamią. Zwodzą pozorami. Opowiadają o sobie rzeczy, które im się wydają. Zazwyczaj dużo mówią ale nie biorą odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Wydawał się fascynujący, opowiadał o swoich zamiarach, ubierał wyobrażenia w słowa, które stwarzały obraz idealnej przyszłości. Pokazywał obrazki mieszkań z classy issue, minimalistycznych, bogatych, bez chaosu, tak lubię, tak będzie – mówił.