Spotykam się ze sobą. To jest intensywna, skomplikowana relacja.
Od niedawna raz w tygodniu zabieram się na randkę. Spędzam ze sobą intymny czas, spełniam swoje zachcianki, robię sobie dobrze. Dbam o to by było nam miło. Mnie i mi.
Czasem się krzywdzę, kłócę się ze sobą, czasami się nie rozumiem. Albo gorzej. Bywam
w stosunku do siebie obojętna. Nie rozmawiam ze sobą. Nie sprawdzam czy ok. Staję się nieistotna. Zajmuję się sprawami zewnętrznymi, innymi ludźmi. Zaniedbuję się. Nie zauważam, że używam siebie do spełniania codziennych zadań. Wypadało się przeprosić.
Tęskniłam za sobą.
Kiedy wreszcie do siebie przychodzę pojawia się gniew, później łzy, niezrozumienie. Takie rozmowy są niewygodne. Ja ich nie lubię. Wolę uciekać. Zostawić. Tylko że siebie zostawić nie można. Potrzebuję się doświadczać, obserwować. Trzeba się przecież wysikać, nakarmić, posprzątać, trzeba odrobić ze sobą lekcje. A czasami dostaję takie zadania, że serio nie wiem jak się za to zabrać. Od czego zacząć. Jedna z rzeczy której się nauczyłam to właśnie to, że warto zacząć. I o ile w wysikiwaniu siebie mam wieloletnią wprawę, to pojawiają się takie wyzwania, których z początku nie chcę. Karcę się, obrażam, mówię do siebie brzydkie rzeczy. Zapominam, że jestem też swoim nauczycielem. A nauka czegokolwiek wymaga czasu. Wymaga nieudanych prób, podejmowania kolejnych.
Dobrze być przecież przez nauczyciela pochwalonym, zachęconym.
– hej, jestem z ciebie dumna.
Dlaczego sobie tego nie mówiłam?
Dlaczego sama podcinam sobie skrzydła. Tyleż przecież na zewnątrz niebezpieczeństw. Warto choć w domu mieć miło, przyjemnie i dogodnie. Taką sobie stworzyć chatę, żeby móc w niej wygodnie wypocząć, o nic się tam nie martwić. Żeby nie było w niej przemocy. Żeby chcieć tam wracać. Co by się nie działo, mieć bezpieczny dom. Zapominam, że ten dom jest mały, malutki. Nie wiem nawet dokładnie gdzie jest, ale kiedy się skupię zawsze umiem do niego trafić. Nie chcę go gubić, nie chcę zostawić gdzieś klucza, nie daj boże w cudzych rękach. Kiedy mam klucz, mogę tam wleźć i się rozejrzeć, czasami nie jest tak jakbym chciała. Trzeba wówczas zacząć działać, zacząć. Z czasem zrobić tak, żeby było dokładnie tak jak chcę. Zbudować swój świat. Posprzątać. Sprzątanie wymaga czasu. A akurat tego sprzątania nikt za mnie nie zrobi. Są ludzie, którzy mogą wskazać czym najlepiej, najszybciej, najsprawniej byłoby, jakiej szmatki użyć, ale szmatę do ręki trzeba wziąć własnej. Dokładnie wiem jak chciałabym żeby mój dom wyglądał, wiem, co powinno tam być żeby było swojsko, swojo, mojo. Ja. Ja to jest cały mój świat. To jest miłość, to jest osoba do kochania, która zawsze będzie. W każdej chwili będę się miała. Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie. Jeśli się zdradzę, jeśli się oszukam, zawsze się dowiem, po co więc robić sobie źle. Ja jestem swoją matką, swoim dzieckiem, swoim nauczycielem, swoim pracodawcą, swoim bogiem, swoim kompanem.
Na zawsze razem.