nic wbrew sobie nie rób idiotko.


Dostaliśmy zaproszenie na ślub i na wesele. Ślub w środę, cywilny. Wesele parę dni później we wsi 50 kilometrów od morza oddalonej. Postanowiliśmy, że tylko na ten weselny czas pojedziemy, że podróży wielorazowej nie chcemy.
Poznałam wcześniej tych ludzi którzy będą sobie przyrzekać wieczne kochanie. Poznałam ich jako pierwszych jego znajomych. Na paru imprezach byliśmy razem, które nie bardzo pamiętam ze względu na brak wydarzeń dla mnie wyjątkowych.
Nie byłam ostatnio skupiona. Nad własnymi błędami dużo się zastanawiałam.
Żegnałam się z wieloma rzeczami. Z przyzwyczajeniami się żegnałam. Z reakcjami powtarzalnymi. Frustrują mnie powtarzalności, prozaiczne nawet. Papierosów palenie, kompulsywne jedzenie. Kompulsywność się we mnie rodzi by nadać działaniom sens. Jeśli będą zapamiętywalne staną się ważne, staną się punktem odniesienia. Tak samo ma się ograniczenie, wyodrębnienie czy inne, ale kompulsywność ostatnio była działaniem najczęściej używanym.
Potrzebuję ważności chwili. Emocjonalnego patosu. Sama staję się twórcą i odbiorcą swojej emocjonalnej wzniosłości.
Więc tworzę w swoim mniemaniu chwile wyjątkowe. Nocą kiedy księżyca było zaćmienie co się na setki lat jednorazowo zdarza, na tarasie ostatniego papierosa paliłam. Dym wydmuchując w stronę czerwonej luny myślałam o własnej twórczości, o zdrowiu, o chęci życia w tym zdrowiu, o mózgu sprawnym jak najdłużej.
Wszystko po to by wytwarzać jeszcze więcej i więcej uczuć. Okazji do przeżywania, odkrywania, obserwacji byle nie powierzchownej.
Praca mi na to pozwala. Ona mi pozwala robić to co najbardziej lubię – przeżywać. A przez to, że umiem to robić na forum, bo jakby poczucie wstydu za wszystko nie zostało we mnie dogłębnie wpojone, to dzielę się tym, dostając za to pieniądze. Jest to układ dla mnie idealny. Oddaję uczucia w moją fizyczność ubrane, co pozwala mi funkcjonować społecznie w sposób wygodny i jeszcze więcej i więcej emocji tworzyć.
Nie lubię więc rezygnować z pracy. Nie lubię wakacji. Nie potrzebuję odpoczywać. Właściwie chyba nie za bardzo rozumiem czym to odpoczywanie być może.
– odcinam się, nie myślę – mówią.
A ja tak bardzo nie chcę kiedykolwiek czuć się w ten sposób. Odcinać i nie myśleć.
Im więcej pracuję tym lepiej się czuję. Sześć godzin snu jako wakacje mi wystarcza, a większa już jego ilość niepokoi. Poczucie utraty czasu ten nadmiar buduje. Podobnie z ludźmi. Oni też mój czas chcą zabierać, kraść brutalnie, nic nie dając w zamian. A ja potrzebuję czegoś w zamian. Potrzebuję od nich szczerości i głębokich spojrzeń. Nie chcę ubarwionych przez oczekiwania wypowiedzi. Nie chcę by dawali mi to, czego w ich mniemaniu mogłabym oczekiwać. By pokazywali mi to w jaki sposób siebie wymyślili.
Więc nie umawiam się na spotkania podczas których nie dostaję emocji, prawdy, podczas których się nie uczę. Podczas których się kawę piję i nie patrzy w oczy.
A jeśli się spotykam to czuję, że zegar mój tyka, odejść jak najszybciej każe. Tyka zawsze wtedy kiedy działam wbrew sobie. Kiedy własnych chęci i zamiarów nie realizuję.
Więc podczas kolejnych pożegnań z nierealizowaniem zamiarów telefon dzwoni. Pracę proponuje głos w słuchawce, a właściwie trzy. W dni, podczas których mam być na tej wsi się weselić. Dzwonię do niego, pytam co robić
– przecież byliśmy umówieni – mówi.
Więc z prac wszystkich rezygnuję, a tym samym przechylam szalę ważności na czyjąś stronę. Niezgodnie ze sobą działam.
Na miejsce przyjeżdżamy w piątek, spakowani na wakacje niemalże, na dni parę. Podczas drogi myślę o pieniądzach które na moje konto nie spłyną i tego konsekwencjach, przez z pracy rezygnację. O szkołach do których jesienią nie pójdę. O możliwościach których nie doświadczę.
będziesz jeździć konno, pływać w jeziorze, tańczyć będziesz – sobie tłumaczę.
Cieszę się na to trochę.
Dojeżdżamy, wieś strojna, lampki wokół drzew wiszą, goście elegancko ubrani z uśmiechem nas witają.
Wódkę ledwo poznani ludzie polewają. Papierosa z nimi palę, mało rozmawiam. Dj w repertuarze całą paletą zespołów zaskakuje, od Prodigy przez JLo po Dżem serwuje. Co poniektórzy podskakiwać zaczynają. Ja też próbuje i kolejny raz sobie powtarzam – nic wbrew sobie nie rób idiotko. Więc z przepełnionym żołądkiem i dłonią tytoniem śmierdzącą spać się kładę. Kolega obok w piżamie przygotowanej przez swoją narzeczoną, na piętrowe łóżko się wspina. Kotku przekręć się – ona szepce do niego z częstotliwością nie do zniesienia. On ciało na łóżku przewraca z boku na bok co z drgań jego języczka i podniebienia miękkiego nie wyprowadza.
Na lasery pójdziemy – ona mówi rano.
My na spacer pójdziemy, zanim wszyscy co się świetnie bawili wstaną. Po krokach paru, w polu widzenia moim cała gama zaburzeń neurologicznych się pojawia.
Okręgi, zygzaki świecące, puste pola przeskakują przy każdym ruchu gałki ocznej. Auro poprzedzająca migrenę witam cię.
„Samoistny proces toczący się w komórkach nerwowych o nie znanym przebiegu” – usłyszałam wielokrotnie od lekarzy najlepszych.
„Ma pani bardzo wrażliwy mózg” mówiła pani elektrody z mojej głowy odpinając.
Mam migrenę, – mówię innym kiedy parę razy w roku jej doświadczam – nie przejmujcie się. To tylko chwilowa foto, fono i osmofobia. Zaburzenia widzenia, parestazja i możliwa afazja. Mdłości też, to jedno chociaż coś komuś mówi. A więc przy mdłościach zostaję w tłumaczeniach, o reszcie nie wspominam i do łóżka idę.
W tym samym czasie na powozy wsiadają goście, do lasów jadą by przez błota przechodzić, po drzewach się wspinać, jeść wspólnie, rozmawiać, świętować. On też.
Zostaję sama z całą rzeszą zaburzeń co się na obia i azja kończą i z krową muczącą za oknem, jedyną moją towarzyszką.
W całej tej sytuacji jedyne co mnie przeraża to ewentualna konieczność tłumaczenia sytuacji i spojrzenia mnie oblepiające udawanej litości pełne, bądź te z wariactwem mnie łączące.
Może i blisko mi do wariactwa, wielokrotnie po migrenach rozwiązywałam skomplikowane fizyczne i matematyczne działania. Odpowiedzi na wszelkie problemy socjologiczne znałam. Po egzaminach napisanych tuż po napadach do dyrektorów mnie proszono bym odpowiedziała skąd te odpowiedzi znałam.
Sama nie wiem – mówiłam.
Wariatka – myślą – czułam.
Parę godzin od aury mija i wszystko mija, poza przekonaniem, wyjątkowo dziś pewnym, by nigdy wbrew sobie nie działać, bo wszystko się później i tak dzieje w sposób taki by świat działał zgodnie z naszą intuicją.
Zatrzyma cię, do myślenia zmusi. Pokaże ci, że się nie mylisz, że dobrze czułeś.
Czucie jest najważniejsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *