nogę tej co jej nie miał w nogawkę wkładał.

„Dzień dobry, przepraszam najmocniej, stwierdzono u mnie nowotwór, guza z tyłu głowy, o tutaj, straciłem pracę, sytuacja zmusiła mnie do tego, że chodzę codziennie rano i wieczorem, i proszę o pieniądze żeby nie przymierać głodem”.
Powtórzył to wielokrotnie, ubrany był skromnie, nie wyglądał na osobę uzależnioną.
Nie wiem co się za oczami jego kryło.
Ludzie głowy spuszczają, swoje oczy w wyświetlaczach telefonów kryją, co któryś jeszcze w papierowych stronach.
Niektórzy patrzą prosto w oczy, niewielu. Nikt pieniędzy nie dał, ja też nie.
Przed oczami, we wspomnieniach, mam mężczyznę jeżdżącego na wózku inwalidzkim, z powodu braku nogi na życie zbierał. Kiedyś, późnym wieczorem, widziałam jak w rogu korytarzy dworca centralnego z wózka wstawał, nogę tej co jej nie miał w nogawkę wkładał. Pieniądze liczył.
Przed oczami mam pana co raka ma, w kawiarni mnie błaga o pieniądze. Powiedziałam mu, że też mam raka.
A on do mnie „to spierdalaj” powiedział.
Przed domami centrum pan pijący mnie zaczepia, pieniądze chce i papierosy. Później mówi, że głodny jest. Do sklepu idziemy razem. W sklepie do koszyka sobie pakuje kurczaka z rożna, redbulle i bułki z oliwkami. Przy kasie wiem, że wydaje on pieniądze na mój obiad dzisiejszy.
„A gdybym ja ciebie poprosiła o pomoc, pomógłbyś mi?” – pytam.
Szczerze? – pyta
– pewnie nie.
Przy Grzybowskiej idę, papierosa palę, pan pyta czy go poczęstuję. Ja tłumaczę, że ostatni, że przepraszam. A on gdy odchodzę za mną „to chuj ci w dupę” krzyczy.
Codziennie jakieś przelewy wykonuję, codziennie informacje dostaję o chorobach, śmierciach, cudzych problemach. Parę stałych wpłat robię, dzielić się staram. Nie bać, że będę tylko wykorzystana, że ktoś za rogiem z mojej pomocy kpił będzie.
I ja szacunku potrzebuję i troski.
Nie wdzięczności, a szczerości.
Bo już dawno ufać przestałam.
Może jest mi łatwiej, bo dwie ręce mam i nogi, patrzę i widzę, myśli moje płynnie płyną, ale wstaję codziennie o świcie i pracuję na resztę. Samo do mnie nie przyszło. Uczę się codziennie, potykam, poprawiam i idę dalej. Nie chcę by inny leniwy mnie z tego okradał, więc czujnie się przyglądam, analizuję, od razu pomocnej ręki nie wyciągam, po ocenie dopiero, która oczywiście mylna być może.
I gdy widzę mężczyznę z guzem na głowie proszącego o pomoc, to pierwsze następuje sprawdzanie czy oszukać mnie nie chce.
A później karcę się, że nie pędzę pierwsza z pomocą, winna się czuję. Może wyjdę za nim z tego wagonu, wspólnie pomocy z nim poszukam. Wstaję, do drzwi podchodzę w chwili ostatniej, para dzieci mnie zatrzymuje o oczach czarnych jak heban. Wymięte, kubki papierowe trzymają w dłoni, monety w nich brzęczą. Za nimi ojciec się wpycha, opasły, z puzonem. Z saksofonem. Drogę mi blokuje. Cofam się. Ojciec grać nie zaczął, dzieci kubki w moją stronę wystawiają, na małych, otłuszczonych nadgarstkach bransoletki złote wiszą. Wracam na swoje miejsce. Chłopak siedzi na nim, z dwadzieścia lat ma może, czapkę z daszkiem na głowie, skarpety białe, długie, pół łydki chronią. Przy kolejnej stacji obok niego siadam. Patrzy on na mnie mętnym wzrokiem. Pił alkohol jakiś czuję.
– Halo – mówi.
do mnie – chyba.
Wzrok ku niemu unoszę.
– czy w czymś pomóc mogę? – pytam.
Patrzy długo, kiwa się, obawiam się, że wymiotować będzie.
– No w sumie to 2 ziko na bronka mi brakuje, masz?
Nie wiem co powiedzieć mu mam, o tym, że jest kolejną osobą na drodze mojej, która chęci pomocy mi odbiera. O zaufaniu, utracie, lenistwie, poświęceniu, o tym że mu z gęby jedzie.
– jakiego bronka? – pytam, o co chodzi wiedząc.
– Leszka. Wkurwili mnie w pracy, to sobie wyszedłem, co będę z łajzami siedział.
Stacja moja. Wstaję. On do siebie dalej gada. Na peron wychodzę, parę kroków robię. Dwustu metrów nie przeszłam.
– przepraszam…
słyszę gdzieś z boku dochodzące, odcień proszący ma to przepraszam.
Jakaś stara pijaczka pewnie. W zastrupiałych kącikach ust piana jej się zbiera. Napuchnięte oczy, zamglony wzrok prowadzą. Wilgotne wargi, wypluwają kropli śliny parę. Już ją widzę oczami wyobraźni.
– nie dam.
– chciałam powiedzieć pani, że ładne ma pani sandały.
Odwracam się w jej stronę. Z osiemdziesiąt lat ma, patrzy na mnie ciepło, starsza pani miła.
– przepraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *