dyrygent to jeden z najseksowniejszych zawodów

W filharmonii panuje swojska elegancja, każdy po swojemu; przez czerwone usta i wysokie obcasy po sportową elegancję w t-shirt’owo – jeansowym stylu. Wizerunkowy przekrój społeczeństwa pełen, choć raczej twarze inteligentne, raczej oczy widzące.
Muzyka zespołu Queen w symfonicznym wydaniu przyciąga pełną widownię, tym bardziej, że to pierwszy taki koncert w Filharmonii Narodowej. Przyjeżdża do nas ekipa z Łodzi, o której ponoć mój ojciec dyrektor znany aktor, którego nazwiska z racji elegancji nie należy wypowiadać, ale nazwisko to zaczyna się na Li a kończy na da, powiedział, że jak na meneli z Łodzi to grają zajebiście. ponoć, ja tego nie słyszałam, choć anegdota powstała w czasie antraktu i ruszyła w świat błyskawicznie.
Orkiestra Alla Vienna, chór Vivid Singers i Hollyłódzka Orkiestra Filmowa pod dyrygenturą Janka Niedźwieckiego dają czadu przez całe dwie części. Pan dyrygent zaszczycony i wdzięczny, że być na scenie narodowej może, po 107 już koncertach, ale jednak podczas pierwszego na tak ważnej scenie, żartuje raz za razem, dowcpiy padają ze sceny jeden za drugim. Niedźwiecki jest otwarty, bezpośredni, można by się spodziewać szaleństwa od pierwszych chwil, a zaczynają tak harmonijnie zjednoczeni, że przenoszę się w najdalsze zakamarki bajkowego zapotrzebowania. Trochę jak połączenie muzyki Dannego Elfamana w mojej ukochanej fabryce czekolady z muzyką Giacomo Pucciniego, a jednak Queen.
Uświadomiłam sobie, że dyrygent to jeden z najseksowniejszych zawodów, wie jak dokładnie kierować i być w takt co do sekundy. Wszyscy są pod jego batutą, sugestywnie wyraża tempo, metrum i dynamikę. Batuta w moim umyśle zniwelowała wszystkie bicze.
‚Who wants to live forever’ wyśpiewane ze sceny przerywa seksualne rozważania i uświadamia, że żyjąc w takich okolicznościach nie chce się umierać nigdy. Tyle piękna jest do doświadczenia.
A po tym zaraz ‚Don’t stop me know’ i wszystko w środku żyje, drga i nawet palce mojej około 70 letniej towarzyszki stukają o uda i podłogę, wszystkie dwadzieścia.
Żona dyrygenta, główna skrzypaczka Marta Niedźwiecka, dostarcza nam jednego za drugim fantastycznego solo. Litera ‚r’ w jej imieniu jest dla jej męża niewypowiadalna, o czym dowiadujemy się podczas kolejnych anegdot między innymi tej o zakupie dla niej urodzinowego, imiennego tortu.
I on i ona podczas gry cali żyją, tańczą; nigdy nie widziałam tak rozbujanego dyrygenta i jego skrzypaczki. Dyrygent ma tak giętkie ciało, że nie powstydził by się takowego niejeden gimnastyk artystyczny. Pracuję w Operze Narodowej od 2012 roku i od tych pięciu lat nie widziałam takiej scenicznej swobody w dyrygenturze.
Choć całe moje ciało w środku również tańczy i śpiewa, na zewnątrz milczę by nie zakłócić idealnej harmonii. Oczywiście zawsze na widowni tym samym wśród słuchaczy znajdzie się komentator, który natychmiast musi coś powiedzieć a tym samym swoim szeptem wybić z rytmu nawet swoją zażenowaną jego zachowaniem żoną. Mógłby wziąć udział w programie jaka to melodia, wyszeptując ‚po pierwszej’ tytuły utworów, ale do diabła to nie to miejsce. Jestem bliska strzelenia kiedy ktoś swoim fałszem wyprzedza chór.
Druga część na szczęście pozwala śpiewakowi zza pleców na wokalne wyżycie. Dyrygentura przechodzi również na widownię i wszyscy mogą teraz zaśpiewać. Żółty smoking Janka Niedżwieckiego jest szaleńczym połączeniem muzyki rozrywkowej z miejscem lotów najwyższych jakim jest Filharmonia Narodowa.
Lubię to, że dyrygenci stoją do widowni tyłem, są przodem do kompanów, w ten sposób na pewno czują się bezpieczniej, niczym Jim Morrison, który swoją sceniczną tremą uwiódł miliony.
Jest taka piosenka w repertuarze Queen, która na liście hitów Rolling Stones plasuję się dopiero na 150 którymś miejscu. A MAMA jest przecież tak wspaniałym utworem, moim zdaniem jednym z najpiękniejszych jakie powstały w ogóle, genialnym muzycznie, genialnym wokalnie. maj-ster-sztyk. Po tym utworze publiczność stoi a potem już bawi się w najlepsze, tworząc jeden wielki muzyczny organizm. Na scenie pojawia się Freddie Mercury w skórze aktora Mariusza Ostrowskiego i przy „We Will Rock You”, „We Are The Champions”, “I Want To Break Free” oraz “Another One Bites The Dust” nie pozwala usiąść publiczności, był moment kiedy słychać było tylko uderzające o oparcia, siedzenia foteli… i dalej już nie pisałam, bo pobiegłam pod rękę z panem komentatorem by wylądować pod sceną, tańcząc i śpiewając, częścią orkiestry BYĆ.
Jeśli tylko będziecie mieli okazję posłuchać symfonicznego występu wyżej wymienionych, zróbcie to koniecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *