Powinno być w pełni albo wcale.

Słuchał mnie. Dwa dni przed imieninami zaprosił na wyjątkowy koncert, wyjątkowej Katarzyny Groniec. I to Katarzyny Groniec śpiewającej Agnieszkę Osiecką. Z Agnieszką wychowywałam się od dziecka, nie ma jak pompa śpiewałam na cały głos mając lat parę. Przeżywałam wszelkie pierwsze uniesienia na Saskiej Kępie i tworzyłam tam siebie. Zostawiałam znajomych, zostawałam sama; pisałam siedząc na rozgrzanych chodnikach, spacerowałam godzinami rozmyślając. Mój pierwszy raz z Millhaven w wykonaniu Groniec pozostawił ślad pod skórą na zawsze mniemam.
Odnośnie pierwszych razów, pozwalają przeżywać więcej, więcej doświadczać, zauważać. Uważam je za cholernie istotne, poszukuję, zatrzymuję na nich chwile. Mogą być drobne, małe, znaczące tylko dla mnie. Zgodnie z prawem jednej rzeczywistości nic innego właściwie nie ma znaczenia. Powinno być w pełni albo wcale, kompromisy w tym przypadku, pozostawiają pewną bezpłciowość, nijakość taką nieprzyjemną, nieistotną, tracącą tak cenny czas. Zakładając, że żyjemy raz, a nawet jeśli nie, to szkoda przeznaczać go na znane, uklepane rutyny. Mama wpajała mi od maleńkości, że nigdy nie będzie mi wszystko jedno, i nie jest i nie życzę sobie by ktokolwiek mi nijakie wszystko jedno serwował. Groniec serwuje absolutną jakość i wyjątkowość, do niej więc zmierzamy.
Ubrana w koronkowe body pod męskim żakietem i na wysokiej szpilce w kolorze moich czerwonych ust, idę obok niego myśląc, że jestem mu oddana.
W karcie nie ma nic co chciałabym zjeść. Jego to jest dziś pierwszy posiłek, więc zeżarłby pewnie wszystko. Pierwsze nasze dzisiejsze ominięcie, którego on nie zauważa. Mamy ponad godzinę przed koncertem; na kolację, jedzenie, wino, świeczki i przeszywające spojrzenia głęboko przez oczy do duszy. i boom. kurwa. koniec. bo on patrzy na mnie przechylając lekko głowę, ale patrzy tak jak na tym zdjęciu, na którym patrzy na nazwijmy ją – panią K. Pani K miała nieco za dużo lat jak na swoją destabilizację i depresyjne biegunki, poza tym była cwana i zaradna, co go podniecało, zależało jej głównie na osadzeniu, a on się osadził na chwilowym dobrobycie i patrzył przy kolacji i świeczkach jak na mnie dziś. Patrzył też tak na inną Ka co także uwiecznił na zdjęciu i opublikował. Wielokrotnie wyznawał miłości swoim żonom Ka, których tak naprawdę nigdy nie miał, robił to przez klawiaturę bądź kamerę komputera. A dzisiaj wyjątkowo serwuje mi to samo. A mnie szlak trafia, bo jak nigdy wcześniej, zdaję sobie sprawę z nieuniknionej powtarzalności. Z miłości wiecznych #togetherforever, pierwszych, drugich i entych. I w całej swojej pielęgnacji wyjątkowości dostaję entą patrzącą na mnie gałkę oczną, wypadającą wprost na mój pusty talerz. Nie zjem, dziękuję, brzydzę się.
A on to widzi, a ja przez chwilę zamierzając być przyzwoitą będę karała go za swoje własne myśli, nie powiem nic, uspokoję, dotknę policzka i będę się sama w ciszy dręczyć jak na prawdziwą kobietę przystało. A on niewinny, patrzy tak, bo wreszcie chciałby dostać od kogoś miłość w zamian, a dostaje po dupie od kolejnej pani K, która tym razem ma moje cycki i pewnie podobnie jak wszystkie inne kobiety pogmatwany mózg.
Koncert się zaczyna. Orkiestra wchodzi boso. Mogę uciec, by paradoksalnie nie stracić tej godziny, bo zamknęłam się już na wszystko i wyleźć ze swej skorupy nie mogę, a tak długo na tę godzinę czekałam. Mogę udawać, że słucham, czego robić nie będę. nie znoszę udawać. Jestem rozkapryszoną gówniarą, która nie mogła sobie znaleźć nic w restauracyjnej karcie, bo właściwie od tego się zaczęło. Niepocieszoną, oczekującą magii idiotką. A najstraszniejsze jest to, że zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę i wiem, że myśli się materializują, i wszystko to co właśnie tworzę w głowię, wykłada się bez mojej woli na mój pusty talerz. On to wszystko zjada i odbija mu się czkawką.
Ona na scenie, ma perfekcyjną dykcję. Nie potrafię być uważna, nie słucham dokładnie, nie jestem skupiona, błądzę gdzieś pomiędzy swoimi myślami, innymi miłościami i ich nieważnością, którą im właśnie nadaję. Boję się, że wszystko okazuje się właśnie tak proste, że wszystko jest na pstryk. Że mogę zamknąć się przed światem, uciec, płakać, nigdy nie powiedzieć tego co czułam. A mogę stanąć teraz pod sceną jak Ona, tańczyć jak szalona, zdjąć buty i wszelkie inne kajdany bezpieczeństwa, i być, i dawać i wszystko będzie przyjęte, i tylko ode mnie zależy co wybiorę.
Ona lata a ja spadam w bezkres napędzających się myślowych wirów.
A On? jego też nie ma? sprawdza kątem oka co u mnie, a ja mogę mu dać coś by się nie udręczał, jakąś odrobinę uśmiechu, albo zamknąć się na amen i ukarać go za swój idiotyzm. O czym on pojęcia nie ma, a zależy mu, a przecież kiedyś się znudzi. I będzie wspominał i swoje utracone pierwsze razy.
A Ona oddaje całą swoją energię nam, śpiewa dla mnie pompę a ja słucham, ale nie zapamiętuję, bo nie chcę jej marnować, bo chcę wykorzystać w pełni. To tak jak z filmem, którego nie zaczniesz oglądać od początku, jeśli nie zobaczysz pierwszych spojrzeń, nie usłyszysz pierwszych oddechów nie zrozumiesz tak na prawdę co będzie dalej.
Mogę wszystko rozpocząć i wszystko zakończyć i każdy to może. Mogę się poddać, mogę prowadzić, wszystko jest kwestią wyboru. Stajesz się zależny od tego w co wchodzisz, od tego na co się decydujesz, od tego co myślisz i co tym samym urzeczywistniasz.
Groniec na scenie bawi się jak szalona, jest całą sobą w tym co tworzy. Rozglądam się po ludziach, śpiewają, cierpią i śmieją się na zawołanie, na pstryk. Podlegają chwilowo jej myślom. Oddali się i nie buntują. Ona daje im ptasie, leśne, mistyczne dźwięki. A ja na własne życzenie w pełni ich nie słyszę, bo zamknęłam się na wszystkie swoje spusty. Chcę wrócić tu do niej i przeżyć ten czas w pełni. Po raz pierwszy, raz jeszcze.
Katarzyno Groniec przepraszam, że nie biłam brawa tak mocno jak mogłabym. Wrócę po Ciebie całą.
Siebie przepraszam i jednocześnie sobie dziękuję za kolejny bardziej zrozumiany kawałek siebie. A jego za to, że to On jest blisko i na nim się uczę.
A Wam jestem wdzięczna, jeśli udaje Wam się odnaleźć w tym wszystkim jakąś część siebie.

Idźcie na Groniec, oddajcie się jej w pełni. Wyjątkowa jest, weźcie sobie od niej tej wyjątkowości kawałek, nie zmarnujcie go, uczcie się na nie swoich błędach. Bądźcie szybcy, otwarci i kochajcie się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *